sobota, 26 października 2013

"Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" - Lauren Barnholdt

Jest wiele rodzajów związków. Są związki idealne, na pozór idealne, nieszczęśliwe, kłamliwe, gdzie jedna osoba zdradza, odmienne, w których chłopak i dziewczyna są od siebie niewyobrażalnie różni, a i tak starają się połączyć oba światy. Jednak skupmy się na związku, który był na pozór idealny, w którym byliśmy niemożliwie szczęśliwi, sądziliśmy, że razem z naszym partnerem jesteśmy w stanie przetrwać wszystko. Byliśmy w stanie zrobić dla niego wszystko. I nagle zdajemy sobie sprawę, że druga połówka nie jest z nami szczera. Okłamuje nas. Zdradza. Wtedy nasz świat się wali, bo osoba, którą kochaliśmy najmocniej na świecie, kocha kogoś innego, poświęca czas komuś innemu, daje siebie innej osobie. Co wtedy możemy czuć? Złość, nienawiść, ból, rozpacz. Wtedy coś w nas umiera i rodzi się coś innego. Wtedy albo jesteśmy w stanie zrobić wszystko, aby się zemścić, albo ból jest tak ogromny i skomplikowany, że nie umiemy nawet odpłacić pięknym za nadobne. Lecz gdy związek, w którym byliśmy szczęśliwy się rozpadnie, z nami dzieje się coś, czego nie umiemy pojąć. I już nigdy możemy nie być tacy sami. Bo odebrano nam coś, w co głęboko wierzyliśmy.

"Kelsey, czy wiesz, że ból złamanego serca wysyła do mózgu takie same impulsy, co ból fizyczny?"

Kelsey została wyrzucona z prywatnej szkoły, gdzie była jedną z najpopularniejszych dziewczyn. Kels nie wie, jak sobie poradzi w publicznym liceum, jest jednak pewna, iż musi dać z siebie wszystko, by przyjęto ją do college'u. Do tej samej publicznej szkoły zapisuje się również syn senatora, Isaac, który również został wyrzucony z poprzedniej szkoły. Drogi Isaaca i Kelsey się krzyżują, młodzi muszą pokonać przeszkody, które są ich kłamstwami... 

Lauren Barnholdt jest autorką licznych powieści dla młodzieży i starszych nastolatek. "Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" jest pierwszą książką, wywodzącą się spod jej pióra, z którą miałam okazję się zapoznać. Po ciężkich książkach, które ostatnio czytałam, nawet nie miałam pojęcia, jak potrzebuję takiej lekkiej lektury, która w mym słowniku zwie się "odmóżdżaczem".

Pomysł na książkę nie należy do oryginalnych; dwoje nastolatków w nowej szkole, którzy na początku się nie lubią, mają o sobie kiepskie zdanie, po czym rodzi się w nich wielkie uczucie. Spójrzmy prawdzie w oczy: takie historie były już w niejednej książce. Motyw kłamstw również nie jest niespotykany w innych książkach, jednak "Nie mogę powiedzieć Ci prawdy", choć ma oklepany pomysł, wykonana jest wprost idealnie. 

Narratorami w powieści są Isaac i Kelsey. Jestem ogromną fanką książek, w których jest dwuosobowa narracja, a jedną z tych osób jest chłopak. Zawsze ciekawi mnie, jak pisarka, tudzież pisarz, wniknie w umysł nastolatka. Pani Lauren bardzo dobrze wykonała swoje zadanie, pozwalając poznać czytelnikowi psychikę nastoletniego chłopca oraz dziewczyny. Uwielbiam męskie narracje, tutaj pisarka spełniła wszelkie moje oczekiwania.

Wątek miłosny ciekawy, nie przesłodzony. Można było wyczuć w nim prawdziwość, zdawał się być jednym z wielu związków, które powstają w dwudziestym pierwszym wieku. Podobał mi się w każdym calu. Miłości Isaaca i Kels nie mam nic do zarzucenia. Pisarka doskonale dopracowała ten wątek.

Bohaterzy w powieści są bardzo dobrze wykreowani. Największą część mojej sympatii zdobył syn senatora, który potrafił mnie rozbawić i oczarować swoją dżentelmeńską naturą. Kelsey już tak nie polubiłam, ale rozumiałam jej zachowania. Akceptowałam to, co robi, ponieważ przeszłość dała jej w kość. Postacie drugoplanowe okazały się różne. Jedne bardzo ciekawe, dobrze przedstawione, innym czegoś zabrakło. Niemniej nie zrujnowało to mojej przyjemności z czytania.

Pani Lauren doskonale wiedziała do jakiej grupy czytelników pisze powieść, ponieważ nie szczędziła młodzieżowego języka, zwrotów używanych przez nastolatków. Książkę czyta się naprawdę szybko, każda strona wchodzi w nasz umysł, jak nóż w masło. Niebywale lekki styl odpręża, daje odpoczynek, przyjemność. 

"Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" to lekka książka, która pomimo nieoryginalnego pomysłu, zdobyła moje uznanie. Czytałam ją z ogromną przyjemnością, nie mogąc się od niej oderwać. Polecam tę powieść czytelnikom, którzy chcą wypocząć podczas czytania przy niezobowiązującej, lecz naprawdę ciekawej pozycji. Dzieło pani Lauren wspominam bardzo miło.

"Czasami, kiedy ktoś mówi coś bardzo ważnego, dobrze przez chwilę posiedzieć w ciszy, żeby lepiej się nad tym zastanowić. Często ludziom wydaje się, że powinni wtedy powiedzieć coś mądrego i głębokiego albo spróbować pocieszyć. A tak naprawdę często najlepsze jest milczenie."

wtorek, 22 października 2013

"Beta" - Rachel Cohn

Czy można posiadać człowieka na własność? Można mówić, że pewna osoba należy do mnie? Co to w ogóle oznacza? Że nasze ciało, umysł, serce, w pełni należą do jakiejś osoby? Oznacza to, iż ktoś może robić z nami, co chce? Że my musimy robić, co nam zostanie nakazane? A może należeć do kogoś, to być kochanym? Wiedzieć, że Twoje ciało, serce, pasuje do drugiej osoby, że posiadasz swoją drugą połówkę. Takie przynależenie nie jest złe, ale gdy ktoś zaczyna kierować Twoim życiem, rozkazywać, podejmować decyzje za Ciebie, wymuszać coś, wtedy przychodzi myśl, czy można tak traktować człowieka. Właśnie. Można? Człowiek nie jest rzeczą, jest istotą, która oddycha, czuje, myśli. I to jest już wystarczającym powodem, aby samodzielnie egzystować, nie pozwolić komukolwiek przejąć nad sobą władzę. Trzeba zrobić wszystko, by mieć wolność, by móc samemu o sobie decydować, aby z pełną świadomością słów rzec "to ode mnie zależy moja przyszłość". Gdy mamy wolność, mamy wszystko.

"Nic dziwnego, że kłamstwo przychodzi ludziom z taką łatwością. To musi być instynktowna reakcja na strach."

Elizja to betanastolatka, jedna z pierwszych klonów nastolatek. Naukowcy nie klonowali nigdy dotąd młodzieży, bo nie wiedzieli, czy dadzą radę okiełznać hormony. Elizja jednak im się udała, tak przynajmniej wszyscy sądzą. Bogata rodzina kupuje tę betanastolatkę, by zabawiała. Wtem szesnastoletni klon zaczyna miewać dziwne wizje o pewnym blondynie i jego turkusowych oczach. Zaczyna czuć... Ale przecież to niemożliwe. Elizja to klon, nie ma duszy. Nie może niczego odczuwać. A jednak tajemniczy Tahir sprawia, że betanastolatka zaczyna wierzyć w to, że posiada duszę.

Rachel Cohn jest znaną pisarką amerykańską. Zadebiutowała w 2002 roku powieścią "Gingerbread" i od tamtej pory opublikowała już 11 książek. "Beta" to pierwszy tom cyklu powieści z pogranicza s.f. i fantasy adresowany do starszej młodzieży.

Pomysł na książkę jest dość oryginalny, ciekawy i dobrze wykonany. Zaintrygował mnie świat na rajskiej wyspie, gdzie samo oddychanie (dosłownie!) odpręża, rozluźnia i sprawia, że nie ma się ochoty na nic poza odpoczywaniem. Właśnie przez te niezwykłe powietrze ludzie nie pracowali i jedynym wyjściem, okazały się klony; stworzone jedynie do pracy. 

W fabułę pisarka wplotła niewielką dawkę zagadek i spisków, które pobudzały ciekawość i wyobraźnie. Nie jestem pewna, czy gdyby nie te wątki, książka by nie nużyła. Akcja nie jest wartka, nie jest również stopniowa. Akcji przez większość książki nie ma. Nie dzieje się nic, co zapiera dech w piersiach, co przyśpiesza bicie serca. Właśnie tak bardzo byłam zadowolona z wplecionych małych tajemnic i Rebelii klonów; dzięki temu historia nie była nużąca.

Bohaterzy są dobrze wykreowani. Ciekawi, różni. Co prawda byłabym bardziej zadowolona, gdyby pisarka poświęciła większą uwagę postacią drugoplanowym, gdyż miewałam wrażenie, iż jest o nich troszkę za mało napisane. Natomiast Elizja oraz jej braciszek Ivan, to chyba dwie najlepiej rozwinięte postacie. Szczególnie Ivan. Może nie jest w centrum uwagi, nie poświęca się mu każdej strony, lecz wydaje się być naprawdę dobrze stworzony. Jego postawa, charakter, działania, ciekawią i zmuszają do krótkich acz intensywnych przemyśleń. Elizja to bohaterka, która nie irytuje. W gwoli ścisłości poznajemy ją dopiero, gdy zaczyna miewać wizje i podejrzenia do tego, iż jest defektem - klonem z usterką. Wtedy czujemy jej emocje, jej obawy, zmartwienia i determinację, by żyć według własnych zasad. 

"Zamartwianie się jest dobre dla ludzi. Wtedy gubi się cel."

Wątek miłosny trochę mnie rozczarował. Widziałam w nim potencjał, który najzwyczajniej w świecie nie został wykorzystany. Jestem zdania, iż pani Cohn mogła poświęcić mu więcej uwagi, dopracować i zachwycić nas.

Gdy rozpoczynałam czytać tę książkę, nie sądziłam, iż mogą być w niej zawarte poważniejsze tematy, takie jak gwałt czy narkotyki. Podobały mi się nie tylko pomysły pisarki, ale również emocje, które były zawarte w rozdziałach. Istota, która nie powinna czuć, mieć jakichkolwiek emocji, rozmyślała, miała je jakby głębsze niż normalny człowiek, przez co, sens słów stawał się bliższy czytelnikowi, pozwalał dojrzeć to, co na co dzień ignorowane. To, nad czym zwykle się nie zastanawiamy. 

Język, jakim posługuje się pisarka jest przystępny, ciekawy. Przyznam, iż bardzo przyjemny. Lekki, aczkolwiek czuć w nim pewne emocje. 

Pełne adrenaliny, zaskakującej akcji i przez nikogo niespodziewanych zwrotów wydarzeń, którymi przepełnione są ostatnie strony, doskonale rekompensują brak wartkiej akcji przez większą część książki. Takiego zakończenia żaden czytelnik nie jest w stanie się spodziewać. Uwielbiam, gdy pisarze mnie zaskakują.

"Beta" to ciekawa książka, którą czyta się bardzo szybko. Nie należy do najambitniejszych, ale jest obfita w ciekawe wydarzenia i intrygującą historię, która powinna zaspokoić czytelnika, oczekującego dobrej książki na pograniczu fantasy i s.f. Polecam. 

"Lepiej nie mieć duszy. Niż pozwolić, żeby ludzie ją z ciebie wytrzęśli."

Za możliwość przeczytania "Bety" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca!

sobota, 19 października 2013

"Intruz"- Stephenie Meyer

Nienawiść. To uczucie jest tak silne, że potrafi zniszczyć od środka. Wybucha niespodziewanie, gwałtownie, wystarczy mały płomień, aby wzniecić pożar wewnątrz. Te płomienie liżą Cię od środka, przejmują władzę nad całym Twoim ciałem, Twoim umysłem; Twe myśli stają się mordercze, destrukcyjne. Nienawiść jest stokroć silniejsza od racjonalności. W chwili, gdy te gwałtowne uczucie Tobą włada, nic więcej się nie liczy. Pragniesz się wyżyć, wyrzucić cały ogień na wierzch, by spłonął na kimś innym, by wypalił coś, kogoś innego, nie Ciebie. I nim się obejrzysz jest już po wszystkim. Wypowiedziałeś o kilka słów za dużo, zrobiłeś o kilka ruchów za wiele. Zaczynasz się zastanawiać, jak mogłeś tak bardzo stracić panowanie nad sobą, jak mogłeś dopuścić, by te uczucie, emocje tak Tobą zawładnęły, że skrzywdziłeś innych, osoby na których Ci zależało bardziej lub mniej. Nienawiść jest uczuciem najtrudniejszym do pokonania, bywa destrukcyjne, niszczycielskie. Jest rozszalałym ogniem, który pali Cię od środka, pragnie się wydostać. Może trwać jedynie moment, kilka chwil, lecz może również zagnieździć się w Tobie na stałe. Wtedy Twoje ciało jest wiecznie rozgrzane, gwałtowne. Wtedy ogień nigdy nie gaśnie. 

"Skoro ludzie potrafili tak zapalczywie nienawidzić, widocznie umieli też kochać mocniej, żywiej i płomienniej?"

Łowcy złapali Melanie. Samobójczy skok dziewczyny się nie udał, odratowali ją, wszczepili w jej ciało duszę imieniem Wagabunda. Ta istota miała odnaleźć we wspomnieniach własnego żywiciela informacje na temat innych niedobitków ludzkich, którym udało się przeżyć. Jednak Melanie stawia opór, buntuje się. W jednym ciele są dwie osoby, toczą walkę, która od początku skazana jest na niepowodzenie. Wagabunda i Melanie łączą siły, aby odnaleźć Jareda i Jamiego. Mężczyznę i chłopca, których obje kochają.

Stephenie Meyer to pisarka, której nazwisko jest powszechnie znane. Absolwentka literatury angielskiej na Brigham Young University napisała słynną sagę Zmierzch, która podbiła serca milionów czytelników oraz wzbudziła zgorzałe dyskusje. "Intruz" jest dziełem przeznaczonym dla starszego grona odbiorców. 

Świat wykreowany przez pisarkę, jest naprawdę dobry. Nie dopatrzyłam się żadnych niedociągnięć we wszechświecie, który opanowują dusze. Wszystko było doskonale skrojone, trzymające się kupy. Ciekawe i intrygujące. Budzące podziw, zachwycające. 

Niesamowicie spodobało mi się to, jak pisarka przedstawia ludzi. Jako istoty nadpobudliwe, niszczycielskie, nienawidzące, myślące o sobie, egoistyczne, lecz mimo wszystko kochające, jak żadne inne życie na jakiejkolwiek planecie, niebywale przywiązujące się, posiadające więzy, nadzieję, upartość, wiarę, jak nikt inny. Meyer wykreowała ludzi, jako coś niesamowitego, coś, co posiada miliony sprzeczności, doznań, uczuć. Ludzkość jest czymś niepojętym, niezrozumiałym, czymś o wiele większym, silniejszym, niżby można było to pojąć.

"Wydaje mi się, że są takie rzeczy, które nigdy nie umrą."

Ponadto rdzeń miłości przedstawiony przez autorkę, jest niezwykły. Pani Stephenie nie szczędziła głębokich przemyśleń na temat świata, ludzi i ich uczuć, ciał oraz sensu egzystencji. Jednak temat miłości najbardziej wbił mi się do głowy. Tutaj pisarka przedstawiła to jako nigdy niegasnące uczucie, nieokiełznane, potrafiące przetrwać wszystko, zawsze żywe, nigdy umierające, trwające więcej niż jedno istnienie. Miłość jaką Melanie darzyła brata i Jareda była jak gruby, niezniszczalny sznur, którym ich serca były do siebie przywiązane. Pisarze bardzo często już w ten sposób opisywali te uczucie, jednak w "Intruzie" moja wyobraźnia była tak pobudzona, że na minutę miałam milion metafor dotyczących ludzi i ich miłości.

Bohaterzy byli świetnie nakreśleni. Każda, dosłownie każda z postaci miała własny charakter, była inna, głęboka, prawdziwa. Chciałam poznać wszystkich. Jednak najbardziej intrygowali mnie Ian, Jared oraz Jeb. Ich tajemniczość, niemalże zachowania niezrozumiałe, zbudowane na logiczniejszych fundamentach niż można było się spodziewać, okazały się niemożliwie fascynujące. Wagabunda oraz Melanie to bohaterki, które również przypadły mi do gustu. Wanda, dusza nierozumiejąca przemocy, nienawiści, dobra sama w sobie, delikatna, jednak myśląca bardzo racjonalnie. Mel, silna kobieta, gwałtowna, posiadająca instynkt przetrwania, wiele przykrych chwil za sobą, kochająca z całego serca. Nie sposób ich nie polubić, nie podziwiać. 

Wątek miłosny, składał się z dwóch mężczyzn i dwóch kobiet, ukrytych w jednym ciele. Nie nazwałabym tego trójkątem miłosnym. Ta nazwa byłaby zbyt płytka, zbyt przyziemna i nikła, by wytłumaczyć, co działo się w sercach, duszach ludzi, którzy kochali się nawzajem. Pokochałam ten wątek miłosny, jak całą resztę.

"Nigdy nie wiesz, ile czasu ci zostało."

Podczas czytania "Intruza" emocje brały górę. Stephenie Meyer potrafiła przestraszyć czytelnika, sprawić, że wpatrywał się z niedowierzaniem w kartki papieru, potrafiła przyśpieszyć bicie jego serca, wzruszyć, wzbudzić współczucie dla doskonale wykreowanych bohaterów. Pisarka bawiła się ich losem, nie dawała zapomnieć, jak brutalne jest życie, że smutki i radości muszą się równoważyć na niewidzialnej wadze. Emocje były wszędzie, wylewały się z literek i przelewały na niczego niespodziewającego się czytelnika. 

Język, jakim posługuje się pisarka jest barwny, bogaty, mimo to przystępny. Niebywale wciągający już od pierwszych stron, dogłębny. Choć akcja nie trwa bez przerwy, nie nuży i potrafi zaskoczyć. 

"Intruz" to dzieło genialne. Zmuszające do refleksji nad ludzkością, miłością i więzami rodzinnymi. Budzi wiele pytań dotyczących egzystencji, na które czytelnik sam musi sobie odpowiedzieć. Dzieło pani Meyer zapada głęboko w pamięć, sprawia, że bez przerwy myślimy o losach bohaterów. Polecam tę książkę, powinnością jest ją przeczytać. "Intruz" to głęboka, ambitna lektura, która ze względu na tematy, które porusza, jest co najmniej warta przeczytania i przeanalizowania. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. 

"Przez wszystkie te stulecia nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze?"

środa, 16 października 2013

Urodzinowy konkurs!!

W niedzielę był roczek bloga, a więc dzisiaj rozpoczyna się konkurs!
Jesteście gotowi?

Regulamin: 

1. Organizatorką konkursu jestem ja, właścicielka bloga Created Eternity.
2. Niniejszy konkurs trwa dwa tygodnie; od 16 października do 30 października do północy. Zgłoszenia nadesłane po wyznaczonym terminie, nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki losowania zostaną ogłoszone do tygodnia po 30 października.
4. Uczestnik konkursu powinien mieszkać na terenie Polski.
5. Zwycięzca sam wybiera nagrodę książkową do kwoty 40 PLN. 
6. Aby wziąć udział w konkursie należy:
a) w komentarzu wyrazić chęć wzięcia udziału w konkursie poprzez "zgłaszam się".
b) napisać swój e-mail (bym mogła skontaktować się ze zwycięzcą).
c) podać swój nick.
d) zostać obserwatorem bloga Created Eternity.
e) wstawić zamieszczony poniżej baner na swoją stronę/bloga.
7. Osoby anonimowe również mogą brać udział w konkursie. W takim wypadku podpunkt d i e ich nie obowiązuje.
8. Będzie mi bardzo miło, gdy polubicie mojego fanpejdża oraz udostępnicie wiadomość o konkursie, jednak nie jest to obowiązkowe.

Oto banerek, który zrobiła Rosemarie, za co po raz kolejny serdecznie dziękuję :**


Gotowi? Do startu... START!

Życzę Wam powodzenia ;*

poniedziałek, 14 października 2013

"Ostatni Smokobójca" - Jasper Fforde

Czy zawsze postępujemy według zasad moralności? Podejmujemy decyzje, które idą jedynie w dobrym kierunku? Nie ulegamy czarom chciwości, pieniędzy, nie nadużywamy swojej władzy, by zdobyć coś, co nam się nie należy? Czy ludzie zawsze postępują moralnie? Są uczciwi? Potrafią oprzeć się alternatywie wygodnego życia w luksusach, dopuszczając się drobnych oszustw, czy złych uczynków? Niestety nadeszły takie czasy, w których moralność przegrywa z dobrobytem ludzkim. Gdy człowiek czegoś gorąco pragnie, jest w stanie posunąć się do wszystkiego. Wystarczy, że nastanie cień szansy, iż dostanie to, czego żąda. Co to za świat, w którym pieniądze, rzeczy materialne, władza, odgrywają tak ogromną rolę, że zasady moralne, uczciwość, szacunek do innych i samego siebie przestają być dla kogokolwiek istotne? Schodzą na boczny plan. Lecz kogo można winić za to, iż właśnie taki jest świat? Ludzkość, nas. Nikogo więcej. Chciwość tak nas zaślepiła, że jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by dostać to, czego pragniemy.

"Tak działa przeznaczenie: nie można przewidzieć, gdzie cię poprowadzi."

Jasnowidz miał wizję. Mnóstwo osób ją miało, jest to oznaka, iż ujrzana przyszłość tym razem naprawdę może mieć miejsce. Czarodzieje widzieli śmierć ostatniego Smoka. Gdy zwierzę umrze, na Smocze Ziemie będzie mógł wejść każdy, miliony będą się bili o to, by zdobyć chociaż kawałek ziemi. Lecz kto zabije Smoka? Znajda, Jennifer Strange, jest w samym środku wydarzeń, nastolatka jako Ostatni Smokobójca  musi podjąć poważne decyzje, gdyż od niej wiele zależy...

Jasper Fforde to autor bestsellerowych serii Thusday Next i Nursey Crimes. "Ostatni Smokobójca" to jego pierwsza książka przeznaczona dla młodych czytelników. Nigdy dotąd nie miałam styczności z żadnym dziełem tego pisarza, dlatego byłam naprawdę ciekawa, jak spodoba mi się jego pióro. Czy "Ostatni Smokobójca" wywarł na mnie pozytywne wrażenie?

Świat stworzony przed pana Jaspera jest bardzo dobrze dopracowany. Kazam, licencje czarodziejów, dwa Królestwa, znajdy, to nie tylko pomysły nie posiadające żadnych niedociągnięć, lecz również wzbudzające niebywałą ciekawość u czytelnika. Świat, w którym żyje Jennifer intrygował mnie. Barwne opisy, niekończące się oryginalne wątki, to coś, czym ta pozycja zdecydowanie może się poszczycić. 

"Ostatni Smokobójca" odzwierciedla się również humorem. Pisarz ma bardzo lekkie pióro, czytając tę książkę, ma się wrażenie, jakby każdy rozdział napisany przez pana Fforda, był dla niego wielką przyjemnością, zabawą, która w dużym stopniu udziela się osobie czytającej. Zabawne przemyślenia bohaterów i dialogi, sprawiały, że wybuchaliśmy krótkim śmiechem, albo uśmiechaliśmy się pod nosem. Ponadto pisarz umiał doskonale oddzielić żart od infantylności. Nigdy nie zdarzyło mu się przekroczyć tej cienkiej, dla niektórych niezauważalnej granicy.

"Pieniądze zdolne są zaślepić człowieka, [...], zmieniają ludzi w chciwych, niedbających o konsekwencje głupców, nastawionych na zysk."

Przyznam, że akcja nie trwa bezustannie, nie jest wartka w każdym rozdziale, lecz wciąga. Przez większość rozdziałów jest stonowana, a pod koniec książki budzi się i mknie nieprzerwanie, zachwycając pomysłowością. Drobne zagadki, umieszczone w fabule również podsycają ciekawość, sprawiają, iż czytelnik samoistnie stara się znaleźć sprawce całego zamieszania. 

Nie spodziewałam się, iż pisarz umieści w "Ostatnim Smokobójcu", książce lekkiej, niezbyt ambitnej, prawdy o moralności i chciwości ludzkiej. Poprzez świat Smoków, czarodziejów, Kwarkostworów i znajd, przebiły się mądre, dojrzałe słowa na temat ludzkości. 

Pan Fforde bardzo dobrze wykreował bohaterów. Dał im ludzkie cechy, budząc w nas wrażenie, iż Jennifer, Tygrys, Lady Mawgona, Moobin, są prawdziwymi istotami. Główną bohaterkę nie sposób nie polubić. Ma bardzo ciekawy, pozytywny charakter, który jest w stanie udzielić się każdemu. Drugą z postaci, która zyskała wielką część mojej sympatii, to Tygrys. Ta dwunastoletnia znajda zachwycała mnie swoją bystrością, wiedzą i zainteresowaniem świata. 

Język, jakim posługuje się pan Jasper nie jest ubogi, wręcz przeciwnie. Obfituje w bardzo dobrze, poetycko złożone zdania. Mimo to nie jest trudny. Jestem pewna, że nikt nie będzie miał problemu z odbiorem słów pisarza. 

"Ostatni Smokobójca" nie należy do ambitnych lektur, jest raczej książką lekką, pozwalającą zagłębić się w świecie Smoków i komizmie. Polecam tę powieść młodszym odbiorcą, oni będą nią wręcz zachwyceni!

"I to jest właśnie problem z przepowiedniami - czasem się spełniają."

Za możliwość przeczytania książki "Ostatni Smokobójca" serdecznie dziękuję portalowi Sztukater!

niedziela, 13 października 2013

Pierwsze urodziny bloga!

Rok. Tyle dokładnie minęło od mojej pierwszej opublikowanej recenzji. Dokładnie rok temu założyłam bloga i napisałam "recenzję" "Anioła" L.A. Weatherly. Stworzyłam Created Eternity (pl: Stworzona Wieczność) z jednego powodu: chciałam podzielić się z innymi moimi refleksjami na temat książek, wrażeniami po lekturze. Początek jakich wiele.
Od października 2012 roku wiele się zmieniło. Nie tylko moje recenzje się polepszyły, zaczęły być prawie recenzjami, ale również mój książkoholizm przybrał na sile, z miesiąca na miesiąc czytałam więcej i otwierałam się na nowe gatunki literackie, dzięki czemu mogłam wybrać te, które najbardziej do mnie trafiają. Nigdy nie przypuszczałabym, że blogowanie tak mnie wciągnie, że pisanie opinii stanie się nieodłączną częścią mojego życia.

Na dzień dzisiejszy wiem, że nie wyobrażam sobie życia bez dzielenia się z Wami moimi wrażeniami z lektur.

W przeciągu roku aż 214 osób zaobserwowało mojego bloga z czego jestem naprawdę szczęśliwa! Nie spodziewałabym się, że tak wielka liczba naszego społeczeństwa zechce regularnie czytać moje wypociny. Liczba Waszych odwiedzin wynosi na ten moment 14 440! A najchętniej czytana przez Was recenzja, która została wyświetlona aż 767 razy, to książka Federico Mocci "Trzy metry nad niebem". Przez rok opublikowałam 1703 Waszych komentarzy! Fanpage bloga zdobył 90 łapek w górę, a ja nawiązałam współpracę z 4 wydawnictwami i jednym portalem! 

Blog to nie tylko pasja i statystyki, lecz również ciekawi ludzie. Nigdy przedtem nie poznawałam innych przez internet, ale dzięki Created Eternity miałam do czynienia z mnóstwem osób, które wraz ze mną dzielą pasję do książek. Tutaj grzechem byłoby nie wymienienie Emy, z którą przegadałam miliony godzin na Facebooku, robiłam tak absurdalne rzeczy jak czytanie przez skype, i śmiem twierdzić, że znajomość z nią sprawiła, iż zdziczałam niemalże do tego samego stopnia, co Emcia ;* Nasze absurdalne wyobrażenie Julii w rajstopach na głowie, sprawiło, że śmiałam się do łez. Dziś również się z tego śmieję. Rosemarie: moje niewyczerpane źródło wiedzy, najbardziej uzdolniony informatyk, z którym kiedykolwiek miałam do czynienia, osoba z którą mogę przegadać cały dzień (niestety czas działa przeciwko nam) i ktoś, kto dzielnie wysłuchiwał moich pogmatwanych wrażeń z Darów Anioła. Jemenos, moja bratnia dusza, ktoś, kto wybiera się do mnie od dobrych dwóch miesięcy na herbatkę i po "Miasto kości", chłopak, który ma przyjeżdżać do mnie za każdym razem, gdy będę zmuszona pisać sprawdzian z historii, i kolega, z którym pisanie jest niebywale przyjemne.

Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele lat blogowania, bo przez ten rok zdążyłam to szczerze pokochać!
Pozdrawiam Was Kochani,
Daria.

P.S. Jest roczek blogowania, będzie i konkurs! Czekajcie na środę! 

sobota, 5 października 2013

"Igrzyska śmierci" - Suzanne Collins

Jedzenie. Czym jest dla nas? Potrzebą, pragnieniem, rozkoszą, przyjemnością. Jemy, bo musimy, jemy, gdyż chcemy. Jemy, ponieważ wywołuje to bardzo miłe uczucie. Spożywamy, aby poczuć sytość i spełnienie. Czy osoby, które nigdy nie miały biedy, wiedzą co oznacza 'pójść spać z pustym żołądkiem'? Czy takie osoby potrafią sobie wyobrazić prawdziwy głód? Najprawdziwsze pragnienie spożycia czegoś. Czegokolwiek. Jak wiele osób wie, co zonacza umieranie z głodu? Jak to jest egzystować kilka dni, ba!, tygodni, zadowalając się jedynie mizernymi porcjami, jedzeniem, które sami znaleźliśmy? Czy można być w pełni szczęśliwym, gdy głód doskwiera? Mimo wszystko żyć, choć żołądek zwija się z bólu, błagając o drobny przysmak? Nie, nie można. Jedzenie nie tylko pozwala nam żyć, daje siłę, ale również radość, namiastkę szczęścia. Rozkosz.

"Niszczenie jest łatwiejsze od tworzenia."

Nadszedł czas na siedemdziesiąte czwarte Igrzyska Głodowe. Zostaną wybrane dwie osoby z dwunastu Dystryktów. Katniss zrobiła wszystko, aby jej młodsza siostra Prim nie została wylosowana. Spośród tysięcy kartek, nie było najmniejszej szansy, aby  wylosowano jedną kartkę z nazwiskiem Primrose Everdeen. Jednak los zaskoczył wszystkich. Wylosowano dwunastolatkę. Katniss, która kocha siostrę ponad życie, zgłasza się na ochotnika, by iść na Igrzyska zamiast Prim. W tenże sposób staje się trybutem w Głodowych Igrzyskach. Tylko jedna osoba z dwudziestu czterech wróci żywa... Osobą, która również idzie na Igrzyska z dwunastego Dystryktu jest Peeta. Chłopiec, który dawno temu uratował głodującą Katniss, dając jej chleb.

Suzanne Collins odniosła ogromny sukces, tworząc "Igrzyska śmierci". Książka ta podbiła serca milionów czytelników. Wyreżyserowano ją. Amerykańska pisarka stworzyła również cykl pt. "Underland Chronicles", która wraz z "Igrzyskami śmierci" utrzymywała się na listach bestsellerów w Ameryce. Sięgnęłam po Igrzyska z czystej, nieprzezwyciężonej ciekawości. Chciałam poznać fenomen tej powieści. Udało mi się?

Pierwsze strony pisarka przeznaczyła na to, aby czytelnik w pełni zapoznał się z Panem, Dystryktami, działaniem Igrzysk i Kapitolu. Suzanne jasno i klarownie przedstawiła nam stworzony przez siebie brutalny świat, gdzie głód doskwiera tysiącom ludzi, i gdzie największą rozrywką jest patrzenie, jak młodzi ludzie w wieku od dwunastu do osiemnastu lat zabijają się nawzajem. 

Coś, co rzuciło mi się w oczy, to właśnie brutalność. Pani Collins nie bała się szczerze, bez najmniejszych ogródek opisywać przerażającej, krwawej wojny na arenie, niebywale okrutnego życia w Dystryktach i walki o przetrwanie. Niektóre opisy ran, zdarzeń mogły pobudzić u czytelnika miliony emocji. Od obrzydzenia, po współczucie aż do niedowierzania. 

"Igrzyska śmierci" to niezwykle oryginalna książka. Tego zdecydowanie jeszcze nie było. Collins miała fenomenalny pomysł na książkę i bardzo dobrze wcieliła go w życie. Świetnie budowała napięcie, sprawiała, że czytelnik sam starał się zachowywać cichutko, dokładnie jak główna bohaterka, aby inny trybut nas nie dostrzegł. Po tym, jak Katniss wylądowała na arenie wręcz niemożliwością stało się zaprzestanie czytania! 

Bohaterzy byli dobrze nakreśleni. Główna postać to waleczna, wiedząca, czego od życia chce dziewczyna. Utrzymywała rodzinę po śmierci ojca. Polowała, zarabiała pieniądze, sprzedając swoje zdobycze, okazała się niezwykle dojrzała. Niekiedy nieco nadpobudliwa, ale bardzo bystra. Podczas Igrzysk domyślała się takich rzeczy, jakich wiele osób nie byłoby w stanie zrozumieć, czy rozpracować w normalnych warunkach. Peeta to postać, którą polubiłam, ale również która mnie intrygowała. Chciałam zrozumieć, jego podejście do sprawy i wszelkie działania na arenie, jak i w Kapitolu. 

Wątek miłosny okazał się bardzo nietypowy. Nie jest go za dużo, absolutnie nie przesłania pierwotnego planu książki. Jego specyficzność sprawia, że czytelnik zaczyna się zastanawiać, jak się zakończy, czy wszystkie emocje bohaterów są szczere.

Język, jakim posługuje się pisarka, jest przystępny. Wciągający. Nie sprawia żadnych trudności, lecz również nie odzwierciedla się ubogim słownictwem. "Igrzyska śmierci" nie posiadają kolokwializmów ani wulgaryzmów, co może zachęcić do przeczytania tej powieści, tą grupę czytelniczą, która nie toleruje takich zabiegów w książkach.

"Igrzyska śmierci" to powiew świeżości na rynku, coś oryginalnego, wciągającego, niezastąpionego. Bawi się emocjami, potrafi zaskoczyć, obrzydzić oraz zachwycić. Polecam. Książka ta jest warta przeczytania. 

"Nie zapomina się twarzy człowieka, który jest ostatnią nadzieją."

środa, 2 października 2013

Stosik #7

Witam Was,
moja chandra jesienna minęła, ale wiecznie mi zimno... No cóż, takie życie. Nie wiem, jak Wam minął wrzesień pod względem czytelniczym, ale mi beznadziejnie. Udało mi się przeczytać tylko cztery książki! Wszystko przez brak czasu. Zaczęły się sprawdziany, kartkówki, prace domowe i różne projekty :/ 
Mój drugi w tym miesiącu stosik, nie jest za wielki, ale za to jaki! Jakościowo jestem bardzo zadowolona z niego. Szczególnie z Igrzysk. Mam wrażenie, że tylko ja ich nie czytałam... 


Od góry:

1. "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins - pożyczone od Gabi :3
2. "Opiekunka grobów" Melissa Marr - z wymiany na LC.
3. "Klątwa tygrysa: przeznaczenie" Colleen Houck - od GabiRECENZJA
4. "Morza szept" Patricia Schroder - z wymiany na LC.

Czytaliście może którąś z tych pozycji? Jak wrażenia? :)
Pozdrawiam ;* 

© Created Eternity, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena