niedziela, 29 grudnia 2013

Stosik #9

Hej!
 Święta, święta i po świętach, co? Szczerze mówiąc nie czułam magii Bożego Narodzenia, ale dobrze wspominam ostatnie świąteczne dni.
Zważywszy na to, że niedługo Nowy Rok, trzeba się na niego przygotować. Mam kilka książkowych planów na 2014 r. i jeśli dobrze pójdzie niedługo zmienię również coś na blogu ^^
Jakoś dziś nie mam zbyt wielu słów, by cokolwiek tu zapisać, więc od razu przejdę do stosika :)


Od góry:

1. "Pamiętnik" Nicholas Sparks - z biblioteki <3
2. "Ja, anielica" Katarzyna Berenika Miszczuk - j.w.
3. "Przez bezmiar nocy" Veronica Rossi - zakup własny.
4. "Mechaniczny anioł" Cassandra Clare - prezent *.*
5."Ciepłe ciała" Isaac Marion - wymiana na LC.
6. "Ostatnia spowiedź tom II" Nina Reichter - z finty.
7. "Szukając Alaski" John Green - zakup własny.
8. "Wilcza księżniczka" Cathryn Constable - od Sztukatera.
9. "Zapomniałam, że cię kocham" Gabrielle Zevin - z finty.
10. "Gdzie indziej" Gabrielle Zevin - j.w.
11. "Cienie na Księżycu" Zoe Marriott - prezent.

Polecacie, a może odradzacie którąś z tych książek?

Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani ;*

sobota, 28 grudnia 2013

"Cień i kość"- Leigh Bardugo

Ludzie zwykli marzyć o wielu rzeczach, każdy ma w życiu jakieś cele. Społeczeństwo dąży do czegoś, znajduje sposób, by coś mieć, posiąść, ale czy zastanawiamy się nad tym, co mamy? Zdobywamy coś, zyskujemy świadomość, że to coś należy nieodwołalnie do nas i szukamy kolejnej rzeczy do zdobycia. Zapominamy, nie myślimy o tym, co mamy, nie sądząc, że kiedykolwiek może nam tego zabraknąć, przyzwyczajenie do posiadania tej rzeczy zrobiło swoje. Nie bez powodu może mówi się, że docenisz to, co miałeś, jak to stracisz. Gdy zniknie ktoś, kto zawsze był, dojdzie do tego, iż z przyzwyczajenia będziesz chciał znaleźć tą osobą, by pogadać, jak to zawsze miało miejsce, odbyć rozmowę, która niegdyś była codziennością, czymś zwyczajnym nad czym nie myślałeś, i wtedy dotrze do Ciebie, że już nie ma tej osoby, bo nie walczyłeś o to, co miałeś, tylko goniłeś za czymś obcym. Więc może zatrzymaj się, nie biegnij na złamanie karku za nowymi osobami, rzeczami, tylko spójrz na to, co masz i doceń, bo gdy to zniknie, Twoje życie nie będzie już takie same. I obudzi się żal.

Alina Starkov, sierota, asystentka kartografa wraz z innymi członkami Pierwszej Armii musi przejść przez Fałdę Cienia. Wyprawa przez nią budzi lęk, ponieważ wiele osób podczas takich przepraw ginie w ciemności, będąc rozszarpanym przez przerażające wilkry: zmutowane zwierzęta żądne krwi. Alina wraz ze swoim przyjacielem, Malem i całą armią wyruszają skifem w Fałdę Cienia. Niestety szczęście im nie dopisuje i wilkry atakują. Krzyki, krew, ból, huki i, gdy już Mal wraz z Aliną są bliscy śmierci, oślepiające światło, płynące prosto z dziewczyny - to ma miejsce podczas przerażającej rzezi. Po wyjściu z Fałdy Cienia Darkling, niezwykle potężny człowiek, zabiera Alinę do Małego Pałacu, sądząc, że jest Griszą. Pomimo tego, że dziewczyna podczas poznawania swoich umiejętności zaczyna opływać w luksusach, oddałaby to, gdyby mogła marznąć na niewygodnym łóżku polowym, mając świadomość, że Mal jest niedaleko... Młoda kobieta zaczyna walczyć o to, co daje jej szczęście.

"Cień i kość" to debiutancka powieść amerykańskiej pisarki Leigh Bardugo; urodzonej w Jerozolimie, a dorastającej w Los Angeles. Kobieta obecnie pracuje w L.B. Benson, jako charakteryzatorka. Sięgnęłam po dzieło tejże pisarki, spodziewając się bardzo dobrej książki. Opis jak i recenzje naprawdę były zachęcające. Czy jednak otrzymałam to, czego oczekiwałam?

Miejsce, gdzie pani Leigh umieściła akcję było naprawdę magiczne. Klimat powieści, opisy, bardzo osobliwe krajobrazy sprawiały, że podczas czytania z łatwością wyczuwało się pewną dozę oryginalności; przeniesiono nas prosto w nieznany świat, który jest w stanie zachwycić wielu czytelników. Wydarzenia książki zostały umieszczone w bardzo ciekawych czasach, gdzie pewne typowe zachowania zmieniano, aby uzyskać coś, co długo pozostanie w pamięci. Akcja powieści, co prawda, nie mknie nieprzerwanie, wywołując u czytelnika szybkie bicie serca oraz gwałtowne, rozsadzające umysł pytania "Co się zaraz stanie?!", mimo tego dzieło pani Bardugo nie nuży. Owszem, bywają momenty, w których czytelnik wstrzymuje oddech i ma wypieki na twarzy, jednak w większości książki akcja toczy się powoli, stopniowo odkrywając przed nami rąbek tajemnicy Griszów, Fałdy Cienia jak i poszczególnych postaci. Jednak momenty, które pisarka przyśpieszała, okazały się bardzo dobrze i klarownie skonstruowane.

Bohaterzy, to coś, co zdecydowanie muszę pochwalić! Alina to dziewczyna, która ma charakter, potrafi odpyskować, czego zapewne nauczyła się w Pierwszej Armii wśród ludzi podobnych do niej - przynajmniej do czasu. Starkov nie daje sobie w kasze dmuchać, wie, czego oczekuje od życia i jakie są priorytety w czasach powieści. Jest w stanie zrobić wszystko, aby być u boku ludzi, którzy są dla niej ważni, ponadto nie zawaha się przed poświęceniem, by ochronić innych. Z bólem serca, wbrew swym myślą i pragnieniom, potrafi się podporządkować, lecz wtem w zakamarkach jej umysłu tworzą się plany działania. Darkling to postać, która niesamowicie mnie zaskoczyła. Nie pojawia się w książce na każdej stronie, ale gdy już jest, stwarza niezwykłą aurę, pełną tajemniczości i pewnej potęgi. Co najważniejsze, nie jest to bohater, którego z czystym sumieniem można zakwalifikować jako "dobrego" czy też "złego". Jest to mężczyzna z bardzo złożonym, zastanawiającym charakterem. Działa on w taki sposób, że każdy jego krok posiada w sobie absurd, ale i mądrość. Mal, niesamowity tropiciel, który z grubego chłopca, nie lubiącego się myć, stał się młodym mężczyzną podbijającym dziewczęce serca. Jednak jest w nim coś tak dojrzałego, a zarazem chłopięcego, że moje serce należy całkowicie do niego.

Wątek miłosny autorka stworzyła bardzo dobrze. Majaczył już od pierwszych stron, trwał w czasie, gdy przeszkody stawały na drodze i stopniowo rósł w drugiej połowie powieści. Autorka z rozdziału na rozdział dogłębniej opisywała uczucia poszczególnych bohaterów. Ponadto na kartkach powieści królowały emocje, gdzie stanowczo przewyższały: tęsknota, strach, miłość, przyjaźń. 

Język, jakim posługuje się pisarka jest przystępny, nieobfity w kolokwializmy czy wulgaryzmy, co osobiście cenię w książkach. "Cień i kość" czyta się niebywale szybko właśnie dzięki nieskomplikowanemu stylowi pisarki.

Szczerze polecam książkę "Cień i kość" autorstwa Leigh Bardugo, ponieważ pozycja ta zachwyca niepowtarzalnym klimatem, świetnymi bohaterami, ciekawą akcją oraz dobrze skrojonym wątkiem miłosnym. Jestem pewna, że fani fantastyki będą w niebo wzięci podczas czytania tej powieści. Gorąco polecam!

"Problem z pragnieniem polega na tym, że przez nie jesteśmy słabi."

czwartek, 26 grudnia 2013

"Dziedzictwo" - C.J. Daugherty

Obiektywizm to bardzo istotna cecha. Dzięki niej możemy racjonalnie ocenić sytuację, człowieka, co zapewne ułatwi nam wiele spraw. Ale czy potrafimy ocenić obiektywnie zachowanie osoby, którą kochamy, która jest dla nas ważna? Gdy ten ktoś zrobi coś złego, czy będziemy w stanie odsunąć na bok emocje, które nami targają i sprawiedliwie wydać werdykt? Powiedzieć ukochanemu prawdę, może nawet bolesną, która rani obie strony. Czy gdy kochana przez nas osoba zachowa się karygodnie i jej powinnością będzie ponieść swojego zachowania konsekwencje, będziemy mimo świadomości, że zrobiła źle, chronić ją, łamiąc nasze przekonania, czy zaprowadzimy ją by sprawiedliwości stała się zadość? Być może my, ludzie, potrafimy być obiektywni do pewnego czasu. Podczas znajomości z inną osobą, gdy uczucia do niej rosną, przekraczamy granicę racjonalnego jej oceniania i wówczas kierujemy się wyłącznie uczuciami. Gdy w grę wchodzą emocje wszystko inne schodzi na bok...

"[...] najbliższa osoba może wyrządzić ci największą krzywdę."

Allie powraca do Akademii Cimmeria wcześniej niż planowała, a wszystko przez mężczyzn w garniturach, którzy czyhali na nią pod domem. Dziewczynie dzięki wiedzy zaczerpniętej w Akademii i wrodzonej szybkości udaje się uciec. Allie dołącza do Nocnej Szkoły, aby umiała się bronić przed ludźmi, którzy pragną ją dopaść. Sytuacja w szkole również jest napięta, nauczyciele zaklinają, że za murami szkoły jest bezpiecznie, ale wszystko wskazuje na to, iż te słowa mijają się z prawdą. Szesnastolatka ma wrażenie, że w pobliżu kręcą się ludzie Nathaniela, twarz okrutnego Gabe'a również powraca. Sprawa z Christopherem także nie jest zamknięta... Brat Allie ponownie wkracza w jej życie. 

C.J. Daugherty to była dziennikarka śledcza, zajmująca się tematyką polityczną i kryminalną, jest również autorką kilku książek podróżniczych opisujących Irlandię i Francję. Chociaż już lata temu zrezygnowała z opisywania spraw kryminalnych, nigdy nie przestała ją fascynować natura przestępców i ludzi, którzy próbują ich powstrzymać. Cykl Wybrani to owoc tej długotrwałej fascynacji. Po przeczytani pierwszej części Akademii Cimmeria moją powinnością było sięgniecie po "Dziedzictwo". Jakie wrażenie zrobiła na mnie druga część przygód Allie?

"Nie można udawać, że coś nie istnieje tylko dlatego, że się tego nie rozumie."

Zacznijmy od akcji, która urzekła mnie już od pierwszych stron. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu i pomysłowości pani Daugherty. Pisarka potrafiła tak stworzyć napięcie, że czytelnik nie potrafił oderwać się od książki. Bawiła się emocjami w każdym rozdziale. Budziła ogromne uczucia, przyśpieszała bicie serca czytelnika oraz swoim bohaterom i zanim oddech zdążył się na dobrze wyrównać, autorka opisywała jeszcze ciemniejszą atmosferę ponownie przyśpieszając akcję. Przy "Dziedzictwie" nikt nie ma prawa się nudzić, to książka, obfitująca w świetne opisy zdarzeń oraz emocji, które udzielają się osobie czytającej. 

Umiejętności pisarki sprawiły również, że byłam chyba bardziej zmieszana niż główna bohaterka. Wątek kłamstw, niepewności, oszustw, udawania okazał się tak dobrze wpleciony w fabułę, że podejrzewałam połowę postaci o złe zamiary! To świadczy o wielkim talencie pani Daugherty. Moje wątpliwości dotyczyły nawet bohaterów, których w poprzedniej części ja, jak i Allie darzyłyśmy największym zaufaniem. Ze strony na stronę dopisywałam nazwiska potencjalnych oszustów oraz osób, których zachowanie budziło mój niepokój. Pod koniec "Dziedzictwa" jedyną osobą, której ufałam była Allie, choć czasami i jej zachowanie nazywałam zastanawiającym.

Zapewne wspominałam w recenzji "Wybranych", iż postacie są bardzo dobrze stworzone. W kontynuacji tej sagi również tak sądzę. Najbardziej skupiałam się na ukazanej drugiej twarzy Cartera, którą, jak to w życiu bywa, niekoniecznie polubiłam. Wydaje mi się, iż była dziennikarka śledcza, poświeciła dużo czasu na kreowanie charakterów poszczególnych bohaterów. Do takich postaci zalicza się również Sylvain, który jak w poprzedniej części zaskrobał sobie na moje negatywne odczucia, tak w tej role się odwróciły i zaczęłam go darzyć wielką sympatią. Zoe, trzynastoletnia uczennica Nocnej Szkoły, to postać, której dialogi czytałam z niesłychaną przyjemnością. Ta dziewczynka wniosła w książkę pewną atmosferę zabawy tudzież błogości, która była bardzo potrzebna.

"Życie to pasmo bólu i najlepiej by było, gdybyś się zaczęła do tego przyzwyczajać, Allie. Ból nigdy nie znika. Gromadzi się. Jak śnieg."

Wątek miłosny, a raczej tak zwany trójkąt, który występuje niebywale często w książkach tego gatunku, nie wyróżniał się niczym spośród innych pozycji. Dwaj szaleńczo zakochani chłopcy i jedna dziewczyna, która czuje coś niezrozumiałego do nich obu. To już było wiele razy i przyznam, że gdy taki trójkąt miłosny jest dobrze skrojony, nie mam nic przeciwko niemu. Tu jest on stworzony w miarę ciekawie, więc przymknęłam oko na tę nieoryginalność. Aczkolwiek trzeba przyznać, że pierwszy raz w historii mojego czytelnictwa, zdarzyło się, że w połowie książki zmieniłam obiekt moich westchnień.

Pióro pani C. J. Daugherty jest bardzo przyjemne; sposób w jaki napisane są jej książki, sprawia, że słowa z niebywałą łatwością wchodzą do głowy czytelnika, przez co każdy rozdział goni kolejny. Pisarka obyła się bez dużej ilości wulgaryzmów, co bardzo cenię w powieściach. Wiem jednak, że czasami po prostu nie można obyć się bez "ostrzejszego" słowa.

"Dziedzictwo" to świetna kontynuacja "Wybranych". Muszę chyba nawet przyznać, że druga część urzekła mnie bardziej niż pierwsza. Niesamowita akcja, świetni bohaterowie i zmieszanie, nieufność, jaka jest w nas podczas czytania, sprawiają, że z czystym sumieniem mogę nazwać dzieło pani Daugherty świetną pozycją. Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z sagą "Wybranych" musicie koniecznie to zrobić, ponieważ ta seria jest zdecydowanie warta przeczytania.

"No cóż, kiedy twoje życie rozpada się na kawałki, czasem rozpadasz się razem z nim."

niedziela, 22 grudnia 2013

"Wilcza księżniczka" - Cathryn Constable

Jak to jest nie mieć nikogo? Nie mieć już żadnych krewnych, istnieć bez rodziny, być samotnym płatkiem na wietrze, lecącym gdzie poniesie wiatr? Co się dzieje z kimś, u kogo wyobcowanie i samotność zakrywają codzienność? Czy ten ktoś pragnie odnaleźć miejsce, do którego może przynależeć, chce odnaleźć ludzi, którzy staną się ważni, na których można polegać? Czy może pragnie zniknąć z powierzchni ziemi, zapomnieć o bólu, jaki sprawia samotność, być niewidzialnym, przeżyć to, co trzeba i stać się jednym z wielu zapomnianych istnień? Czym tak naprawdę jest samotność? Byciem nigdzie niepasującym fragmentem układanki, chodzącym cierpieniem? Czy samotność to, coś co czujemy, coś, co naprawdę jest wokół nas; kuje nas boleśnie, czy poczucie samotności jest tylko w naszym umyśle? Niepopartym żadnymi dowodami. Czy to nie jest jednak tak, że wszyscy jesteśmy ogromnie samotni? Nikt nie jest w stanie tak do końca zrozumieć naszych myśli, wczuć się w nasze emocje, obawy czy radości. Może wszyscy jesteśmy samotni, tylko jedni bardziej od innych...

Sophie wraz z przyjaciółkami wyrusza z nudnej szkoły w Londynie w niesamowitą podróż do Petersburga, miejsca, o którym trzynastolatka marzyła. Bo kto nie chciałby być w tak magicznym, mroźnym kraju, jakim jest Rosja? Stać w świetle księżyca i łapać płatki śniegu w grube rękawiczki... Dziewczynce się to udało, podrobiła podpis swojej opiekunki Rosemary i pojechała do Rosji. Jednak nie wszystko jest tak, jak młode Angielki sobie wyobraziły. Ich opiekunka znika nagle z pociągu i zostawia je na pastwę losu w nieznanym kraju... Czy uczennice Londyńskiej szkoły powinny zaufać dziwnemu mężczyźnie, który pragnie je zawieźć do pałacu?

Cathryn Constable studiowała na uniwersytecie w Cambridge. Pracowała jako dziennikarka dla "Vogue", "Elle" i "The Sunday Times", pisywała też do innych magazynów, aż wreszcie postanowiła zostać autorką książek dla dzieci. "Wilcza księżniczka" jest jej debiutem powieściowym, świetnie przyjętym przez czytelników w Wielkiej Brytanii i ukazującym się w kilkunastu krajach świata. Sięgając po tę pozycję nie wiedziałam, czego się spodziewać. Więc czy te odczucia, które właśnie mną targają bardzo mnie rozczarowały? 

Zacznijmy od pozytywów, jakim jest klimat. Magiczna, mroźna Rosja była naprawdę zachwycająca. Czytając niemal czuło się ten mróz atakujący skórę. Ciekawe opisy zaniedbanego, wręcz zapomnianego pałacu, zamarzniętych miejsc, rzeczy typowo rosyjskich, intrygowały. Moja wyobraźnia odkrywała zakamarki Rosji ze szczerym zaciekawieniem. 

Zagadki, z którymi musiała się zmierzyć główna bohaterka również wzbudzały ciekawość. Napięcie, towarzyszące odkrywaniu wszystkich tajemnic rodu Wołkońskich sprawiało, że czytelnik miał ochotę dotrzeć już do końca książki, aby poznać zakończenie tej misternej zagadki księżniczki. Autorka wykazała się pomysłowością wplatając wilki oraz brylanty w fabułę.

Niestety dialogi, rozgrywające się pomiędzy bohaterami i ich zachowania okazały się bardzo sztuczne; zdania pomiędzy przyjaciółkami, czy też księżniczką Anną można nazwać sztywnymi, nie posiadającymi krzty emocji tudzież prawdziwości. Czytając "Wilczą księżniczkę" miałam wrażenie, że postacie i ich reakcje w zaistniałych sytuacjach, były zupełnie papierowe. Bez życia, bez jakiejkolwiek magii, człowieczeństwa. Dialogom i postacią brakowało tego, co urzeka w książkach, co jest niezbędne do napisania dobrej powieści: życia. 

Tak jak wspomniałam wyżej bohaterzy nie są fenomenalni. Sophie jest postacią posiadającą chyba wszystkie możliwe cechy. Nie ma określonego charakteru, sposobu bycia, którego powinna się trzymać. Marianna. Cóż mogę o niej powiedzieć? Czy była w pobliżu, czy nie, niczego to nie zmieniało. Tę postać mogę śmiało nazwać duchem, powietrzem. Wiele razy zapominałam o tej "inteligentnej" dziewczynce. Nie miała w sobie nic godnego zapamiętania. Natomiast Delfina, ta postać, owszem, jest stworzona według pewnego wzoru, posiada określony charakter, ale niestety jest płytką postacią. Francuzka zajmująca się tylko wyglądem i zrobieniem dobrego wrażenia. A co z księżniczką Anną? Podobnie jak Sophie i ona miała cechy charakteru kilkunastu ludzi naraz. 

Co prawda tę książkę czyta się szybko, ale nie zapada w pamięć i nie wzbudza najmniejszych emocji. Język prosty, bez wulgaryzmów ani kolokwializmów. Historia napisana zdecydowanie z myślą o młodszych czytelnikach.

Komu mogę polecieć "Wilczą księżniczkę"? Zapewne młodszym dziewczynom, nie oczekującym niczego ambitnego, albo zaczynającym przygodę z literaturą. Dostaną ciekawą zagadkę i intrygujący pałac. Natomiast osoby, poszukujące czegoś ambitnego, niezapomnianego czy też emocjonującego, niech lepiej nie sięgają po tę pozycję. 

Za możliwość przeczytania "Wilczej księżniczki" serdecznie dziękuję portalowi Sztukater!


Wesołych Świąt, kochani ;**

A Ty jak spędzisz święta?

 
Czy wiesz, że w ciągu roku w Polsce niemal 6 tysięcy osób popełniło samobójstwo? Głównym powodem samobójstw jest poczucie samotności i odrzucenie. Osoby odbierające sobie życie są głęboko zranione, postrzegają świat jako przekleństwo, które im się trafiło. Zapominają, jak wielkim darem jest życie, zamykają się w szarym, smutnym świecie, nie otrzymując pomocy, albo po prostu nie chcąc od nikogo litości.
Możliwe, że teraz myślisz "Ani mi, ani nikomu z mojego otoczenia nic takiego się nie stanie". Wiesz, że możesz się mylić? Nie zawsze jesteśmy w stanie dostrzec ból u drugiego człowieka, ale jeśli przypatrzymy się wystarczająco dobrze, skupimy uwagę na kimś, kto czasami dziwnie się zachowuje, albo ma blizny na nadgarstkach i porozmawiamy z nim szczerze, posiedzimy obok, uściskamy, kto wie, może uratujemy czyjeś istnienie? Czy to tak wiele? Porozmawiać z kimś, po prostu być? Dla osoby dającej to nie jest wiele, ale ten, kto to otrzymuje może zbudować swój zrujnowany świat od nowa, mając świadomość, że ktoś jest obok, że nie jest sam, że dla kogoś jest ważny. Więc zatrzymajmy się w Święta i rozejrzyjmy się wokół, może ktoś, kto nigdy nie pokazywał jak jest samotny i smutny, potrzebuje naszego ciepła? 
Nie pozwólmy demonowi samotności zabierać tyle istnień.
A jeśli Ty czujesz się źle, potrzebujesz rozmowy, pragniesz się wyżalić, albo najzwyczajniej w świecie pośmiać, od 24. do 26. grudnia możesz pisać do osób z portalu Sztukater (więcej informacji tutaj), którzy nie są obojętni na Twoje cierpienie i samotność. 
Równie dobrze możesz napisać do mnie, nie jestem psychologiem, czy jakimkolwiek terapeutą, ale jako świetny słuchacz i rozmówca, zapełnię pustkę, która być może Cię dręczy.
Trzymaj się, na pewno masz dla kogo :)

czwartek, 12 grudnia 2013

"Dziewięć żyć Chloe King. Upadła" - Liz Braswell

Czym jest pożądanie? Uczuciem tak niebywale silnym, które przesłania umysł mgłą, nie pozwalając na logiczne myślenie? Jest chwilą szczęśliwego zapomnienia? Momentem postradania zmysłów? A może wręcz przeciwnie - wyostrzeniem zmysłów? Czy za uczucie, zwane pożądaniem odpowiada nasz umył, ciało, a może serce? Co sprawia, że ono budzi się do życia i czy naprawdę jest tak bardzo nieokiełznane, że czasami destrukcyjne? W końcu nie mamy nad nim najmniejszej kontroli. Czy pożądanie, które czujemy względem drugiego człowieka, jakiejś rzeczy, której bardzo pragniemy, podchodzi pod miłość i uwielbienie czy nienawiść? Podobno miłość i nienawiść to dwa najniebezpieczniejsze i najmocniejsze uczucia, a co z pożądaniem? W końcu ono również jest silne, nieokiełznane, przychodzi nagle i jest nieopanowane. Pożądanie jest pośrodku, jako część miłości, ale i część nienawiści. A więc to może tego uczucia powinniśmy się obawiać, skoro jest połączeniem dwóch najsilniejszych?

Chloe w przeddzień swoich urodzin wybiera się na wagary z przyjaciółmi - Amy i Paulem. Podczas ich wypadu na wieżę dochodzi do niespodziewanego wypadku. Chloe King spada z wieży, z osiemdziesięciu metrów, uderza prosto w twardą ziemię. Jej przyjaciele sądzą, że szesnastolatka umarła, ale dziewczyna się podnosi jedynie z potężnym bólem głowy. Nic więcej jej nie dolega. Następne tygodnie po tym wydarzeniu są jeszcze dziwniejsze. Chloe się zmienia, zachowuje się, jak nigdy przedtem, ma w sobie siłę i zdolności, których w najśmielszych snach sobie nie wyobrażała. Gdy dziewczyna rozumie, że nie jest zwyczajną nastolatką, musi rozpocząć walkę o swoje życie... 

Liz Braswell urodziła się w Birmingham, obecnie mieszka w USA, dzieląc swój czas pomiędzy Nowy Jork a Vermont. Ukończyła egiptologię, przez ponad dziesięć lat zajmowała się produkcją gier komputerowych. Chloe King jest trylogią, która przyniosła sławę i uznanie pisarce. 

Pomysł na książkę jest ciekawy, ma w sobie duży potencjał, jednakże pani Braswell nie wykorzystała wszystkich możliwości swojego pomysłu. Chciała stworzyć coś nowego i owszem, stworzyła, ale nie mogę powiedzieć, iż wykreowała coś dobrego. Jej powieść miała dużo niedociągnięć, wiele momentów wydawało mi się niedopracowanych i nielogicznych wręcz. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że "Dziewięć żyć Chloe King" jest pozycją fantastyczną i nie musi trzymać się ziemi, lecz niektóre momenty, wydawały mi się całkowicie absurdalne - główna bohaterka, która nigdy wcześniej nie miała dobrej kondycji, przebiegła kilka kilometrów nie dostając nawet zadyszki i nie wydało jej się to dziwne. Dla odmiany mnie ta sytuacja zdziwiła i zaczęłam się zastanawiać, czy aby pisarka wie, co robi.

Główna bohaterka, tytułowa Chloe King, była nastolatką zbuntowaną, rozpuszczoną i samolubną. Swoim zachowaniem niebywale mnie irytowała; dziewczynka, która sądzi, iż należy jej się wszystko, że wszyscy działają przeciwko niej, a gdy coś jej się nie podoba wszczyna kłótnie, tudzież tupie nogą. Muszę przyznać, że takie bohaterki w książkach są najgorsze. Wiele razy wyśmiewałam poczynania Chloe ponieważ były jednym słowem żałosne. Momenty, w których tę postać ponosiły emocje, spokojnie można nazwać wielką próbą wytrzymałości czytelnika. Inni bohaterowie tej pozycji byli ciekawi, choć niektórym z nich autorka poświęciła za mało czasu. Takim bohaterem okazał się Brian, postać mająca w sobie kilka ciekawych cech, które najzwyczajniej w świecie zostały pominięte, nieopisane. Intrygował mnie również Paul, ale nie sądzę, aby ta postać posiadała jakiekolwiek drugie dno.

Mam wrażenie, że pisarka nie chciała zanudzić czytelnika, a więc przyśpieszała akcję, wplatała w fabułę tajemnicze wątki i niespodziewane zwroty akcji. To chyba jedyne plusy tej powieści. Szybko się czyta, a tajemnice, towarzyszące bohaterce, intrygują na tyle, że chcemy dotrzeć do końca powieści i zrozumieć, o co tak naprawdę się rozchodzi.

Język, jakim posługuje się pisarka jest łatwy, nieszczędzący wulgaryzmów. Niekiedy jednak miałam wrażenie, że dialogi pomiędzy głównymi bohaterami bywały sztuczne, a gdy Chloe na dodatek wykazywała się w nich swoją buntowniczą naturą, sporą trudnością było przebrnięcie przez nie.

Podsumowując, książka pani Liz Braswell jest pozycją o ciekawym pomyśle, aczkolwiek kiepsko wykonanym. Główna bohaterka swoim zachowaniem potrafi odstraszyć czytelnika, tę samą odstraszającą umiejętność posiadają również absurdalne zdarzenia, które mają miejsce. Jedynymi plusami tej powieści jest szybkie tempo czytania oraz tajemnice, które naprawdę intrygują. Nic więcej. Osobiście nie polecam "Dziewięć żyć Chloe King. Upadła". Ta książka nie wniesie nic w Wasze życie poza rozczarowaniem i złością.

sobota, 7 grudnia 2013

Ogólnopolska Zbiórka Darów Kulturalnych

Zapewne wśród nas są osoby, które znają placówki, którym brakuje dochodów na pełne wyposażenie; meble, książki, rzeczy biurowe itp. Jestem również przekonana, że niewielu z Was zastanawiało się nad tym, jak można to zmienić. Bez obaw, ja również nigdy nie główkowałam, jak mogę pomóc, ba!, nawet nie poświęcałam takim sprawom dłuższej chwili namysłu. Jednak portal Sztukater zwrócił uwagę na tak ważny temat. 1 grudnia ruszyła Ogólnopolska Zbiórka Darów Kulturalnych, która ma na celu wspomaganie m.in. świetlic wiejskich. Dzieci, młodzież, a nawet dorośli, nie mogą kosztować tak cudownej czynności, jaką jest czytanie, ponieważ najzwyczajniej w świecie, nie mają skąd wypożyczać książek. Pomyślmy, ile radości daje nam czytanie. Wyobrażacie sobie życia bez książek? Ja również nie. Dlatego czemu inni, z racji tego, iż placówki, do których uczęszczają nie mają pełnego wyposażenia, mają nie zaznawać radości czytania? Bardzo często ludzie chcą czytać, lecz nie mają skąd brać literatury. Smutne, ale prawdziwe. Dlatego też akcja stworzona przez portal Sztukater, jest taka istotna. 
Założę się, że mamy w domu, na półkach książki, których już nie czytamy, do których już nie powrócimy, a więc pomyślmy, czy lepiej będzie, gdy nasze książki będą bez życia leżały wśród innych pozycji, czy gdy osoby, które nie mają takiego dojścia do literatury, jak my, będą je czytać, cieszyć się nimi, przeżywać wszystkie życia literackich bohaterów, których już my nie zamierzamy przeżyć. Moim skromnym zdaniem znacznie lepiej będzie, gdy te nieużywane przez nas pozycje trafią do placówek, w których świecą pustki. Poza oddaniem swoich książek, możemy również wpłacić jakąś (nawet niewielką) sumkę, która zostanie w pełni przeznaczona na wyposażenie wnętrza. Więcej informacji możecie znaleźć tutaj. Gorąco Was zachęcam do głębszego zapoznania się z tą akcją, bo naprawdę warto. Nie bądźmy obojętni. 

Miłej nocki ;*

"Ja, diablica" - Katarzyna Berenika Miszczuk

Wyobrażamy sobie Piekło, jako coś strasznego, jako miejsce pełne okrucieństwa, cierpień, bólu, krzyku, płaczu. Boimy się Piekła. Nie chcemy po śmierci palić się w ogniu piekielnym, przez wieczność być nieszczęśliwymi. Jako katolicy pragniemy iść do Nieba, by radośnie trwać u boku świętych, zamiast przeżywać katusze z innymi potępionymi duszami. Lecz co jeśli źle wyobrażamy sobie Piekło i Niebo? Może to nie jest ani ulga, ani cierpienie dla duszy. Może to jest zupełnie coś innego, coś, czego nie potrafimy sobie wyobrazić. Możliwe, że po śmierci będziemy prowadzić dalsze życie w Niebie bądź Piekle, lecz wyglądem nawet w drobnej części nie będzie przypominać naszych wizji, dotyczących tych dwóch miejsc. Umysł ludzki jest zbyt ograniczony, by móc zrozumieć, wyobrazić sobie to, co jest po śmierci, po ostatnim oddechu. Może więc nie myślmy o tym? Żyjmy tak, aby być szczęśliwi na Ziemi, by przeżyć wszystko tak, jak pragniemy. Byśmy u kresu naszego życia mogli powiedzieć "Niczego nie żałuję". Nie myślmy, o tym, co jest po śmierci, bo i tak za życia się tego nie dowiemy. Myślmy o życiu, bo ono trwa właśnie w tej chwili. 

" 'Kochać' to mocne słowo. Bardzo mocne. Kochać można raz na całe życie."

Wiktoria umarła. Niewiele pamięta z nocy swojej śmierci; nie ma pojęcia, dlaczego sama wyszła z baru, nie wie, kim był morderca, wie tylko, że umarła z powodu ran kutych i znalazła się w Piekle. Jednak Piekło nie jest miejscem, w którym wszyscy są nieszczęśliwi, wręcz przeciwnie. Mówi się, że ludzie znacznie lepiej bawią się w Los Diablos; ciągłe imprezy, żadne problemy, żadne zobowiązania, być martwym, nie wracać do żywych jednym zdaniem. Wiki jednak dostaje zadanie specjalne w Piekle: staje się diablicą, musi przekonywać umarłych, że nie chcą iść do Nieba. Przystojny diabeł pomaga nowej diablicy zadomowić się w Los Diablos, ale Wiktoria tęskni za życiem. Chce wrócić na Ziemię do przyjaciół, brata i swojej niespełnionej miłości. Z czasem okazuje się, że śmierć dwudziestolatki nie była planowana...

Katarzyna Berenika Miszczuk jest lekarką, absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Swoją debiutancką powieść "Wilk" napisała w wieku piętnastu lat, a wydała trzy lata później. "Ja, diablica" została opublikowana w 2010 roku. Przyznam, że po tę książkę sięgnęłam z powodu wielu pozytywnych recenzji. Jednak nie liczyłam na zbyt wiele w stosunku do tej pozycji. Jak odebrałam "Ja, diablica"? 

Bardzo spodobała mi się wizja Piekła. Pisarka stworzyła wręcz przeciwieństwo stereotypowego Piekła; nie było w nim cierpienia, bólu tylko sama zabawa i używki, nieszkodzące zdrowiu - w końcu i tak wszyscy obywatele Piekła nie żyli, nic nie mogło im już zaszkodzić. Przyznam, że bardzo zachwycił mnie taki pomysł na Otchłań Piekielną. Jest ciekawy, pomysłowy i raczej oryginalny. Nie tylko wizja Piekła była świetna, lecz także diabły i anioły: ich "walka" o dusze. Ponadto po sposobie ubierania się aniołów, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że są oni Polakami. Któż inny do sandałów założyłby skarpetki? 

Humor w książce również jest bez zarzutu. Co prawda nie wybuchałam głośnym śmiechem podczas czytania, ale rozbawiony uśmiech nie schodził mi z twarzy. Autorka wplotła w fabułę mnóstwo zabawnych myśli głównej bohaterki, oraz docinek postaci. Również wiele momentów było pełnych komizmu. 

Bohaterzy byli bardzo dobrze wykreowani. Wiktoria to ciekawa postać, którą nie trudno darzyć sympatią. Jednak o wiele bardziej intrygują Beleth i Azazel. Te dwa charaktery wręcz pokochałam. Świetnie stworzeni, mający własny charakter, nieszablonowi, zagadkowi. Osobliwą postacią również jest Kleopatra. Nie można nie być ciekawym ich zachowań. To są właśnie jedne z tych postaci, z którymi z wielką przyjemnością idzie się przez strony książki. No i nadszedł czas na Piotrusia. Cóż mogę powiedzieć o tym bohaterze? Poza tym, że próbuje udawać typowego niegrzecznego, tajemniczego chłopca, w którym kochają się wszystkie czytelniczki? Piotruś to postać kompletnie nieudana, nijaka, bez charakteru, bez duszy. Dziwię się, że główna bohaterka tak za nim szaleje.

Wątek miłosny wydaje się być dobrze stworzony. Irytowało mnie uczucie Wiki do Piotrka, głównie z powodu tego, jaką postacią okazał się Piotruś. Pomimo złego partnera, autorka nie zniszczyła opisów uczuć. Jednak nie wybaczę pani Katarzynie, jeśli w następnych częściach, nie skieruje uczucia Wiki na bardziej odpowiednią osobę...

Akcja książki nie nuży, jest dynamiczna, ale niekiedy wyczuwałam w co poniektórych zdarzeniach absurd, pewne niedopracowanie, coś, co już było. Aczkolwiek nie powinno to popsuć radości czytania. Język, jakim posługuje się pisarka jest bez zarzutu. Łatwy, przyjemny. W książce bywały przekleństwa i wulgaryzmy, ale są one zdawkowe, przez co nie powinny kuć w oczy. 

"Ja, diablica" jest książką lekką, niezbyt ambitną, aczkolwiek ciekawą, potrafiącą rozbawić. Wizja Piekła stworzono w dość nietypowy oraz intrygujący sposób. Przyznam, że ani nie zawiodłam się na tej pozycji, ani pozytywnie zaskoczyłam. Chyba właśnie czegoś takiego się spodziewałam. Z czystym sumieniem mogę polecić tę pozycję osobom, lubiącym fantastykę oraz humor w książkach. Czytelnikom nie liczącym na nic ambitnego, a jedynie ciekawą rozrywkę. 

"Pożegnania. Nie lubię ich. Wydają się taką ostatecznością. Nigdy nie wiadomo, czy zobaczy się kogoś, z kim właśnie ściskasz dłoń i kogo całujesz w policzek, komu machasz z oddali. Może to właśnie ostatni dotyk, ostatnie słowa? Nie ma nic gorszego od pożegnań."

© Created Eternity, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena