OPIS:
Lena żyje w świecie, w którym [miłość] uznano za niebezpieczną chorobę. Ludzie poddawani są zabiegowi,
po którym już nigdy nie będą mogli kochać.
Tuż przed operacją dziewczyna zakochuje się w Aleksie.
Ich wspólna ucieczka kończy się tragicznie...
Wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz ukochanego po raz ostatni.
Z utraconej [miłości] i bólu rodzi się nowa Lena Morgan Jones - członkini ruchu oporu.
Podejmuje się najbardziej niebezpiecznej misji.
Na jej drodze staje tajemniczy Julian.
"Nie ma żadnego "przedtem". Jest tylko teraz i to, co nastąpi zaraz potem."
MOJA OPINIA:
Lena gna przed siebie. Nie patrzy, gdzie biegnie, byle naprzód. Byle jak najdalej od starego życia, starego świata. Biegnie, bo obiecała to Aleksowi. W końcu opada z sił i budzi się w dziwnym miejscu. Jest bezpieczna wśród Odmieńców, uratowano ją, dano pożywienie i ciepły kąt. Udało się. Dziewczyna żyje, porządkowi jej nie złapali. Jest wśród dobrych ludzi, takich, jak ona. Takich, którzy nie zamierzają wierzyć w kłamstwa władz. Tyle, że nie ma Aleksa. Tyle, że jej ukochany nie żyje...
"Świat bez miłości jest także światem bez ryzyka."
Osiemnastoletnia Lena uczy się życia w Głuszy. Musi sama o siebie zadbać. Egzystencja poza ogrodzeniem bardzo się różni, od życia, które znała dziewczyna. Ale tutaj nie ma miejsca na strach, ból po stracie i tęsknotę. Tutaj chodzi o przetrwanie, a aby przetrwać trzeba być silnym. W dniu, kiedy Lena przekroczyła granicę skończyły się żarty. Teraz jest to walka na śmierć i życie. Główna bohaterka musi dostosować się do zasad, które panują w Głuszy. Jest teraz jedną z nich. Musi pogrzebać starą, delikatną, nie wiedzącą za wiele Lenę, aby narodziła się nowa, taka, która przetrwa, nawet jeśli musi przez to iść bez niego... Bo go już nie ma. I nigdy nie wróci...
"Wszyscy pewnie tego potrzebujemy: słów, które powtarzamy sobie na okrągło i które
dodają nam sił, by iść dalej."
Po wielkim rozczarowaniu książką "Delirium" nie miałam ochoty rozpoczynać kontynuacji, ale nie zwykłam nie dokańczać serii. Dlatego wypożyczyłam "Pandemonium", ale pozwoliłam, aby ta pozycja kisiła się dobry miesiąc na biurku, czekając na swoją kolej, która już myślałam, że nie nadejdzie... Ale jednak się spięłam i zaczęłam czytać tę książkę.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to fakt (który już zapewne każdy z Was zna), iż książka podzielona jest na "Wtedy" i "Teraz". Bardzo ciekawy pomysł, ale byłam pewna, że tak skacząc ze sceny na scenę, kompletnie się pogubię i stracę rachubę, co, gdzie się dzieje. Do tego jednak nie doszło, i tutaj właśnie dostrzegłam, plastyczność i niezwykłość opisów pani Lauren. Potrafiła tak sklepić wszystko, aby czytelnik nie tylko zrozumiał, o co chodzi, ale także złączyła to wszystko ze sobą tak spójnie, że każdy najmniejszy element miał sens i do czegoś zobowiązywał. Co jak co, ale pani Oliver wie, co robi!
Życie w Głuszy, opisy i wyjaśnienia, jakie funduje nam pisarka, oraz spostrzeżenia Leny są naprawdę dobre i wciągające. Miło było poznawać specyficzny, dziki świat, walkę o przetrwanie i ludzi, którzy mimo wielu przeciwności losu, starają się wierzyć w lepsze jutro. I to mnie zaczęło dziwić. Mimo tego, że życie w Głuszy, jest walką o każdy dzień, a otrzymanie pożywienia jednym wielkim znakiem zapytania, ci wszyscy przeciwnicy poglądów władz, wciąż wierzą, że uda im się ich pokonać. Widzą światełko w tunelu. Każdy dzień jest niepewnością, ale oni się nie poddają. Jaką siłę muszą mieć w sobie ci wszyscy Odmieńcy? Zadałam sobie pytanie, czy w położeniu, w jakim znajdowali się ci, którzy uciekli, czy wciąż miałabym nadzieję. Nie wiem. Zgaduję, że szybko ona by mnie opuściła. Podziwiałam przyjaciół Leny z Głuszy, za to, że walczą. Bo nie wiem, czy ja wciąż bym walczyła...
"Jeśli nam coś zabierzecie, odbierzemy wam to siłą.
Spróbujcie nam coś skraść, a i tak to do nas wróci. Pochwyćcie nas, a uderzymy.
Właśnie tak działa teraz świat."
W "Pandemonium" poznajemy wielu nowych bohaterów. Juliana - chłopaka, który jest przedstawicielem młodzieży. Głosi, że remedium jest jedynym wyjściem. Jedyną alternatywą. Bez leku na miłość nie można się obejść. Ten bohater jest jednym z niewielu, o którym po prostu nie wyrobiłam sobie zdania. Chociaż, chwilka, gdy zbliżał się do Leny, mój mózg krzyczał: "Odsuwaj się od niej, ona jest dla Aleksa!"...
Raven - dziewczyna, która uratowała życie bohaterki, a zarazem głowa Odmieńców, była tak, jak wszyscy inni, żyjący w Głuszy, twarda i zimna. Tylko czasami, można było dostrzec w niej trochę ciepła. Tuck - chłopak, który również zamieszkiwał Głuszę, był tak samo twardy i zimny. Ale czego się spodziewać? Każdy tam taki był. Dlatego i Lena musiała się taka stać.

Wspominałam, że w "Delirium" główna bohaterka niesamowicie mnie irytowała. Wydawała mi się infantylna i lekkomyślna. Było wiele rozdziałów, w których po prostu chciałam przywalić głównej bohaterce, jakimś ciężkim przedmiotem. Natomiast w "Pandemonium"... hm... początkowe rozdziały, szczególnie te "Wtedy", sprawiały, że wciąż Lena przyprawiała mnie o ciche westchnienie pod nosem. Ale z czasem, zaczynałam ją darzyć sympatią. Z głupiutkiej, nie zdającej sobie z niczego sprawy dziewczyny, zmieniła się w twardą, silną, wiedzącą, czego chce od życia kobietę. Mogliśmy obserwować jej przemianę w każdym rozdziale, a autorka ukazywała nam wszystkie różnice pomiędzy czasem krótko po ucieczce, a chwilami po nauczeniu się życia w Głuszy.
Wydaję mi się, że nie dane było mi wręcz pokochać głównej bohaterki, gdyż zagłębiając się w książkę i życie twardej Leny, ona ponownie zaczęła mnie irytować. Wydawała mi się taka... zimna. Bez serca, zupełnie inna od tej delikatnej Magdaleny, która wierzyła w kłamstwa władz. Jak widać tak niedobrze i tak też źle. Chyba jestem jedną z niewielu osób, które po prostu nie poczuły więzi z główną bohaterką "Delirium". Ale jak wiadomo, wszystkim człowiek nie dogodzi.
"Bo nigdy tak naprawdę nie będziemy w stanie zrozumieć drugiego człowieka."
Bardzo dziwił mnie fakt, iż Lena tak po prostu starała się zapomnieć o Aleksie, pogodziła się z jego śmiercią. Jak?! Przecież on był dla niej wszystkim, to z nim uciekła, dla niego, aby mogli być razem. Nie udało mu się i wiadome było, że porządkowi go zabiją. A ona oczywiście pamiętała o nim, widywała go w snach, ale próbowała nie myśleć o jego osobie, wypierała wszystkie wspomnienia o nim. Nie wiem, dlaczego, przecież nawet nie żywiłam Aleksa jakimś większym uczuciem. Tolerowałam go i tyle. Ale do końca książki, wierzyłam, że on wróci. Byłam po prostu pewna, że wyskoczy zza któregoś krzaka i wykrzyknie: "Lena, kochanie, ja żyję!". Dopiero zaczynałam rozumieć, że on już nie wróci, gdy Magdalena pozwoliła sobie, aby na amor deliria nervosa zaraził ją ktoś inny. Tak szybko zapomniała o swej pierwszej, prawdziwej miłości? Pozwoliła, by ktoś inny zajął miejsce w jej sercu? No tutaj to mnie ona po prostu rozwaliła.
Bardzo podobała mi się akcja książki. Nieprzerwana, dynamiczna, ciągła walka. Ani bohaterzy, ani czytelnik nie dostają chwili wytchnienia. Było wiele chwil, w których moje serce przyśpieszało. W niektórych momentach rozszerzałam oczy, kojarząc fakty i gratulując pani Lauren, za jej pomysł i twórczość.
Tak, wiem, że moja recenzja jest nad wyraz chaotyczna i nieskładna, ale tak już czasem bywa. Wiele myśli kotłuje mi się w głowie na temat tejże pozycji. Wiele tych negatywnych, jak i pozytywnych. Ostatecznie "Pandemonium" przebiło swego poprzednika, i sprawiło, że na pewno sięgnę po następny tom. Zakończenie nie pozostawia nam nic innego, jak tylko czekać z utęsknieniem na ostatnią część przygód Leny.
"Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo,
gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie,
rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju."