czwartek, 27 listopada 2014

"Kosogłos" - Suzanne Collins

Jak wiele jesteśmy w stanie znieść, zanim całkowicie się rozpadniemy? Ile bliskich nam osób będziemy musieli utracić, aby stracić również siebie? Czemu będziemy musieli stawić czoło, aby ostatecznie się zatrzymać, spojrzeć przed siebie na labirynt złożony z kujących ścian, z których wylewa się cierpienie, po których spływają krople krwi, symbolizujące wszystko to, co w jakiś sposób nas odmieniło? Zastaniemy taki dzień za życia? Dojdziemy do momentu, kiedy składamy naszą broń, którą walczyliśmy, aby dobrnąć do celu? Wierzę, że każdy z nas przeżył momenty, które go w pewien sposób złamały, wzbudziły wątpliwości, czy gra jest warta świeczki. Pełne bólu i poczucia niesprawiedliwości. No bo dlaczego musimy odczuwać stratę bliskich? Czemu musimy walczyć z całych sił, aby przetrwać na tym świecie? Dlaczego wszystko tutaj musi być takie trudne i wymagające od nas ciągłej determinacji? 
Codziennie przeskakujemy kłody, przybierające postaci wymyślnych rzeczy. Ile razy będziemy musieli złapać oddechów, by w końcu zgiąć się w pół i ze świstem wypuścić powietrze pełne naszej ulgi? Spojrzeć na to, co mamy i stwierdzić, że to koniec naszej drogi z przeszkodami.
Podpowiem. Nie ma takiej liczby. Bo przeszkody w naszym życiu nigdy nie znikną. Więc pytanie, które stawiam przed wami, to ile ran Wam zostanie zadanych, nim przestaniecie walczyć?

"Pozbierać się jest dziesięć razy trudniej, niż rozsypać."

Dystrykt Dwunasty nie istnieje. Ludzie poginęli, domy obróciły się w ruinę, nadzieja zniknęła, Peeta został porwany przez Kapitol. Katniss musi stawić czoła czemuś gorszemu niż Igrzyska Głodowe. Musi zmienić się w symbol rebelii - Kosogłosa - oraz doprowadzić do śmierci prezydenta Snowa. Ale jak ma to uczynić, gdy Peeta jest poddawany torturom? Przecież to o jego bezpieczeństwo dziewczyna zawsze walczyła, a teraz on walczy o oddech. Odkąd siedemnastoletnia Kat zdecydowała się zastąpić swoją młodszą siostrę w Igrzyskach, nie schodzi z areny nawet na moment. Gra toczy się zawsze. Tym razem jednak nie ma dwudziestu czterech trybutów. Tym razem o życie walczy cały Kapitol. Nie ma wyznaczonego terytorium, zasad, nie ma żadnych spadochronów od sponsorów, które mogą uratować czyjeś życie. Teraz nadszedł czas na najprawdziwsze Igrzyska. 
Na śmierć. Albo śmierć. 

Wydaje mi się, że nie muszę przedstawiać Wam pani Collins ani trylogii Igrzyska Śmierci. Chyba każdy kojarzy historię Katniss i Peety. Zacznę więc od tego, że sięgając po "Kosogłosa" wiedziałam, że powinnam się spodziewać mnóstwa krwi, akcji, walki z terrorem. Czytałam wiele recenzji ostatniej części przygód młodych trybutów i wszystkie ostrzegały, że będzie się działo niewyobrażalne. Teraz, będąc świeżo po lekturze, przyznam, że nic nie przygotowało mnie na takie zakończenie...

"Nie burzy się czegoś, co pragnie się mieć w przyszłości."

Początek książki poświęcony jest Katniss, która powoli dochodzi do siebie i próbuje wyjść z letargu, do którego wprowadziło ją porwanie Peety. Musi podjąć decyzję, czy ma wystarczająco dużo siły, aby stać się twarzą rebelii - choć, po dłuższym zastanowieniu, dziewczyna jest nią od dawna. Wiele osób ostrzegało mnie przed nużącym początkiem, opierającym się jedynie na kręceniu propagit oraz wymyślaniu planu na zjednoczenie Dystryktów. Ale wiecie co? Nie nudziłam się ani trochę. Wszystkie rozmowy dotyczące ruchu oporu, tortur Peety oraz każdy krok, który musiała wykonać główna bohaterka, aby znaleźć w sobie ostateczną determinacje na kolejną walkę z Kapitolem, niesamowicie mnie ciekawiły. Rozdziały są napisane w tak fenomenalny sposób, że dosłownie kończąc jeden, musimy od razu rozpocząć kolejny, spragnieni informacji, co wydarzy się dalej. Zaspakajałam swoją niezmierzoną ciekawość ciągłym czytaniem oraz uważnie obserwowałam zachowania Katniss i Finncka, którzy to najbardziej ucierpieli po Igrzyskach Ćwierćwiecza. 

"Kosogłos" nie tylko skupia się najbardziej na ruchu oporu, ale również świetnie pokazuje propagandę oraz kłamliwe działania rządu. Przyznam, że w poprzednich częściach nie zwróciłam tak wielkiej uwagi na to, jaki naprawdę jest Kapitol i jakimi sztuczkami się posługuje, aby wzbudzić przychylność ludzi oraz pokazać, że nie są w stanie nikogo pokonać. To niesamowite, jak wiele wartości związanych z kultem jednostki oraz propagand mieści się w tej książce!

"Moim zdaniem, najtrudniej jest wykorzenić najstraszniejsze wspomnienia, przecież je zapamiętujemy najlepiej."

Rzeź, rzeź, rzeź. To pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy wspominam drugą połowę dzieła Collins. Pisarka ani trochę nie boi się dać się ponieść swej wyobraźni w najróżniejszych formach mordowania, niszczenia jak i oszukiwania. Uwielbiam, jak postacie umierają w literaturze; wzbudza to zwykle wiele emocji u czytelnika i postaci, ale tym razem, miałam wrażenie, że śmierć pewnych osób obudziła we mnie więcej uczuć niż w głównych bohaterach. Suzanne Collins nie szczędziła nikogo, wierzcie mi, nikogo, ale trochę na tym poległa, bo moim zdaniem, nie oddała najprawdziwszych uczuć, które towarzyszą ludziom przy stracie kogoś. Katniss i żyjący przyjaciele po prostu szli dalej, a na ich twarzach, w ich myślach, nie zawsze dostrzegałam ból adekwatny do poniesionej straty. Autorka jednak nadrobiła te małe niedociągnięcia szybką, wciągającą akcją, niesamowitymi zwrotami wydarzeń oraz łamiącymi serce tajemnicami, które zostały wyjawione dopiero po czasie. 

"Kosogłos" to świetne zwieńczenie trylogii i choć w sieci krążą recenzje, poświadczające o beznadziejności ostatniej części przygód Katniss, zdecydowanie się z nimi nie zgadzam. Co prawda historia pani Collins nie należy do najcudowniejszej, jaką kiedykolwiek czytałam, ale bezprecedensowo plasuje się wysoko w kategorii moich ulubionych. Całkowicie powalające zakończenie, którego nikt nie byłby w stanie sobie wyobrazić, odejmuje nam na chwilę mowę, ponieważ wszyscy dobrze wiemy, że to nie może się tak zakończyć. 
Gdy ktoś zapyta, czy polecam tą trylogię, odpowiem: Prawda. Ma ona w sobie wiele wartości ukrytych pod fantastyczną historią o odważnej młodej dziewczynie. 

"Oczekuję zapowiedzi, że życie będzie toczyć się dalej, bez względu na to, jak poważne ponieśliśmy straty."

czwartek, 20 listopada 2014

Wyniki urodzinowej rozdawajki!

Hejooo!
Na początku chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy się zgłosili. Było aż 97 zgłoszeń! Nie spodziewałam się tak dużej frekwencji! Nie przedłużając przedstawiam przebieg losowania i zwycięzcę!


Karteczki z Waszymi nickami wrzuciłam do magicznego kubka, wstrząsnęłam nim...



...i wyjęłam jedną karteczkę, na której było napisane....


Dominika Bruzda. Gratuluję! Wygrywasz wybraną wcześniej "Miłość z jasnego nieba"!

Wysyłam już do Ciebie e-maila, Dominiko :)

Dziękuję jeszcze raz wszystkim, którzy wzięli udział w losowaniu! 
Trzymajcie się ciepło,
Daria ;)

© Created Eternity, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena