Mówią, że miłość jest przeciwieństwem egoizmu; gdy kogoś kochamy pragniemy dla niego jak najlepiej, myślimy o jego szczęściu częściej i intensywniej niż o własnym. Gdybyśmy mogli dalibyśmy ukochanej osobie gwiazdkę z nieba, nie bacząc na to, że zniszczylibyśmy doskonale znaną światu, niezmieniająca się konstelację. Zrujnowalibyśmy noc byleby nasz kochany był szczęśliwy. I to nazywa się przeciwieństwo egoizmu? Może ktoś wiele lat temu źle sformułował swoją myśl: miłość jest nieegoistyczna tylko dla siebie nawzajem. Dla reszty ludzkości, świata - już tak. Będąc w głębokim stadium zakochania uszczęśliwilibyśmy swego wybranka mimo wszystko, nawet jeśli oznaczałoby to coś złego dla reszty. Dlatego, choć nie jestem ani filozofem, ani mędrcem, ośmielę się stwierdzić, że miłość to miększe określenie egoizmu.
"Język potrafi czasem straszliwie kłamać."
Willow i Alex cudem przeżyli nadejście Drugiej Fali - próba powstrzymania jej zakończyła się niemal ich śmiercią. Nowy plan, który muszą wcielić w życie, by doprowadzić do pokonania aniołów to wyszkolenie Zabójców Aniołów; w tym celu przeczucie Willow ciągnie młodych do Mexico City, największego miasta na świecie, które notabene aż roi się od aniołów. Niezwykłym przypadkiem jest to, iż zakochani są świadkami zabójstwa aniołów, którego dokonali - jak się później okazuje - członkowie CIA, szkoleni przez dawną przyjaciółkę Aleksa, niejaką Karę. Willow, będąca poszukiwana przez wierzących na całym świecie, półanioł, nie czuje się komfortowo wśród młodych zabójców, pałających do niej nienawiścią; bowiem nie potrafią oni zrozumieć, iż dwoista natura dziewczyny nie jest zła, a ona sama nie pragnie niczego bardziej, jak zniszczenia krwiożerczych istot. Jednak samotność bycia jedyną ze swojego gatunku dobija ją. Wtem w niezwykłych okolicznościach pojawia się Seb, nastoletni chłopak taki, jak ona...
Coś na co muszę zwrócić uwagę to to, iż wydawnictwo Świat Książki czekało ponad 3 lata, by wydać kontynuację "Anioła". Przeczytałam pierwszą część trylogii autorstwa L.A. Weatherly niedługo po premierze, zakochałam się w niej - napomknę, że była to pierwsza książka, która wciągnęła mnie w fantastykę i magiczny świat książek - więc jak się domyślacie odliczałam dni do premiery kontynuacji... która się nie pojawiała w Polsce, pomimo iż za granicą już dawno wydano wszystkie trzy części przygód Aleksa i Willow. I teraz, po długim czekaniu, "Płomień anioła" wreszcie trafił w moje ręce. Jednak zaczynając czytać tę powieść byłam pełna obaw - moje upodobania czytelnicze zmieniły się, przeczytałam wiele świetnych książek fantastycznych i w jakichś sposób ukształtowałam swoje wymogi literackie, których niegdyś ukochana historia w tym momencie może nie spełniać.
Akcja, która w poprzedniej części była dynamiczna i zaskakująca w tej całkowicie przygasła. W "Płomieniu anioła" zabrakło zapierających dech w piersiach momentów grozy, natychmiastowej ucieczki, bo członkowie Kościoła ich rozpoznali, niebezpiecznej walki i szybkich, zabójczych strzałów oddawanych prosto w aureole aniołów. Przyznam, że bardzo mi tego brakłowało - tęskniłam za tym wstrzymywaniem oddechu, które towarzyszyło mi podczas czytania każdego rozdziału "Anioła". Kontynuacja przygód Aleksa i Willow opiera się na zimnych kalkulacjach, tworzeniem skomplikowanego planu, męczącym szkoleniu do ruchomych celów i nauki poznawania własnego anioła oraz własnej aury. Brak dynamicznych, zaskakujących momentów rozczarował mnie i tą małą dziewczynkę we mnie, która będąc w podstawówce z zapałem i miłością czytała wielokrotnie te same rozdziały, przeżywając te same emocje. Nie powiem jednak, że książka okazała się nudna, bo takowa się zdecydowanie nie okazała, Weatherly ciekawie i umiejętnie opisywała przygotowania ZA do prawdopodobnie największej misji w ich życiu, jak i nie pominęła odczuć i emocji, towarzyszących głównym bohaterom. Jednak to nie było to, co zapamiętałam. Ostatecznie moją ocenę tej książki podniosła końcówka, która, nareszcie!, kipiała od zwrotów akcji. Wszystko to, czego brakowało przez ponad połowę powieści, wybuchło po czterechsetnej stronie, wciągając czytelnika w niezatrzymany wir, który niemal odbierał oddech. Mimo wszystko sądzę, że warto było czekać.
Wizja aniołów w trylogii Weatherly różni się od innych powieści z tym motywem. Pisarka nie ukazała ich jako pozytywne, niebiańskie istoty, niosące dobro i miłość, a jako niszczycielskie, nienawistne, zimne kreatury pożywiające się szczęściem i zdrowiem ludzi. Trzy lata temu spodobał mi się ten pomysł i teraz również. To bardzo miła odmiana, wyróżniająca się na tle tych wszystkich pozycji, w których anioły dobre i litościwe rozjaśniają ciemny i mroczny świat.
Trzeba przyznać, że choć brakuje akcji, to zdecydowanie autorka nie zapomniała o kłopotach w tworzonym przez bohaterów planie czy też problemach sercowych. Jak wiadomo życie nie jest usłane różami, tak więc i losy Aleksa oraz Willow usłano...cierniami. Wiatr bez przerwy wieje im w oczy - anioły knują, na Aleksa spadł ogromny obowiązek dowodzenia, powróciły jego migreny, w Karze obudziło się dawne uczucie, Seb oczekuje czegoś więcej niż tylko przyjaźni, dziewczyna półanioł nie potrafi zidentyfikować, co tak niepokoi jej wewnętrznego anioła, gubi z nim więź, a na dodatek Alex i Willow tracą do siebie zaufanie. W tym chaosie przeciwności losu znajduje się miejsce na tak zwany trójkąt miłosny. W tym momencie pewnie większość z Was wzdycha ze znużenia - trójkąty nam wszystkim się przejadły, jednak spokojnie, tutaj jest on dobrze skonstruowany i główna sprawczyni figury geometrycznej doskonale wie, czego oczekuje od dwóch mężczyzn.
Bohaterzy są świetni! Willow polubiłam bardzo szybko, choć niekiedy jej dobroć i wrażliwość zmuszały mnie do zastanowienia - ciekawiło mnie to, jak bardzo boi się skrzywdzenia innych, gdyż, nie oszukujmy się, przywykłam do bohaterek, które bez skrupułów niszczą wszystko, co stanęło im na drodze. Miła odmiana. Alex udowodnił, że jest tylko człowiekiem, pokazując swoje wady, które na pewien czas przyćmiły zalety. Nie sprawiło to jednak, ze go znielubiłam, zaczęłam darzyć go jeszcze większym uczuciem, gdyż wydał mi się bardziej ludzki. Natomiast Seb, ach, Sebastian, to postać, której nie sposób nie pokochać! Swoim ciekawym, luźnym, niby niezmartwionym charakterem, pełnym żartu i zarazem szczerości przyciąga do siebie czytelnika, z rozdziału na rozdział pokazując nam swoją drugą stronę, swoją bolesną przeszłość i obawę. Napomknę, że rozdziały z perspektywy Raziela pomogły nam poznać go bardziej - jego mrok, nienawiść, tajemniczość i odwaga niemiłosiernie intrygowały, budząc w nas chęć zrozumienia go i osądzenia pod innym kątem.
"Płomień anioła" to ciekawa, napisana bardzo przyjemnym językiem kontynuacja. Niestety nie pobija swojej poprzedniczki, ale być może sądzę tak, bo do "Anioła" żywię ogromny sentyment. Niemniej cieszę się, że druga część przygód Aleksa i Willow trafiła w moje posiadanie, pomimo iż nie jest fenomenalna. Polecam Wam ją jednak, bo zdecydowanie należy się jej uwaga. Wciągnie Was w niezwykły świat i sprawi, że nie będziecie mogli się od niego oderwać. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na ostatnią część trylogii, mając jedynie wielką, ogromną, kolosalną nadzieję, że nie zostanę zmuszona czekać na nią kolejne 3 lata...
Chętnie bym ją poznała bliżej :)
OdpowiedzUsuńCzytałam dawno już pierwszą część i tak jak Ty zakochałam się w tej książce. Podoba mi się, że wreszcie mamy chwilę wytchnienia od wszędobylskich wampirów, wilkołaków itp. Będę musiała jak najszybciej wybrać się po drugą część, bo narobiłaś mi ochoty na czytanie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie anonimowaksiazkoholiczka.blogspot.com
Czytałam pierwszą część i również darzę ją wielkim sentymentem. Po "Płomień..." pewnie kiedyś z ciekawości sięgnę, ale kiedy, nie mam pojęcia.
OdpowiedzUsuńZaprosiłam Cię do pewnej książkowej zabawy. Mam nadzieję, że weźmiesz udział, bo jestem ciekawa Twoich typów. ;)
Zastanawiam się nad tą książką. Po przeczytaniu "Anioła" rzeczywiście wyczekiwałam na kontynuację, jednak mój entuzjazm zdążył się przez ten czas ulotnić. Moją niepewność dodatkowo wzmaga fakt, że od jakiegoś czasu paranormal romance mnie nudzą, nie potrafię się wystarczającą wciągnąć w ich akcję. Mimo to myślę, że moja ciekawość ostatecznie zwycięży. ;)
OdpowiedzUsuńMam pierwszy tom na półce, więc kiedyś i na tę serię przyjdzie czas
OdpowiedzUsuńA myślisz, że gdybyś przeczytała obydwie książka jedna po drugiej, to byłoby lepiej?
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie. Płynnie przeszłabym do tej historii i może niekończąca się akcja w pierwszej części leżałaby gdzieś we mnie, podczas czytania "Płomienia..". Obym na 3 część nie musiała czekać aż 3 lata :/
OdpowiedzUsuńHmm... no tak... czekać 3 lata na premierę swojej ulubionej książki to dużo. Znam ten ból. Dlatego czasem boję się przeczytać po raz drugi jakiejś książki, bo boję się, że zmienię o niej zdanie. ;)
Usuńshelf-of-books.blogspot.com
Wiesz, mam to samo z "Żelaznym królem". Pierwsze dwa tomy to było dla mnie takie łaaaaaał, ale jak zaczęłam trzeci po dwuletniej przerwie, to zaczęłam się czuć na to "za stara"...
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podobała kilka lat temu, totalnie mnie ciągnęła, ale teraz to nie jestem pewna, czy by mi się spodobała. Tak jak Ty, przeczytałam masę książek, więc obawiam się, że mogę być trochę bardziej wymagająca. :P
OdpowiedzUsuńNiestety kiedyś koleżanka opowiedziała mi o tej książce, zniechęcając do lektury. I chyba tak już zostanie.
OdpowiedzUsuńzdecydowanie nie.
OdpowiedzUsuń