Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w każdym państwie jest ktoś, kto rządzi, dowodzi, dokonuje najważniejsze przedsięwzięcia, które w ogromnej mierze decydują o losach społeczeństwa? Jedna osoba, prezydent, król, kanclerz, dowodzi całym państwem, prowadzi ludzi, wprowadza nowe zasady. Społeczeństwo potrzebuje przywódcy, jednej persony, która po przemyśleniu podejmie stanowcze i właściwe decyzje. Gdyby zabrakło samca alfa, świat ogarnęłoby zniszczenie i chaos, ludzie, nie kierując się żadnymi prawami i słowami, wyczynialiby, co im się żywnie podoba, prowadząc do zagłady. Bez przywódców, jednej, stanowczej decyzji i praw wszyscy bylibyśmy zagubieni. Zahamowania moralne i religijne prędzej czy później przestałyby odgrywać jakiekolwiek znaczenie.
"Trzeba zachować poczucie humoru, kiedy świat nagle zdaje się bardzo dziwnym miejscem."
Dzień, jak co dzień. Kolejny poranek, kolejne przesiadywanie w ławce na nudnej lekcji historii, kolejne żarty Quinna, kolejne ziewnięcie Sama. Wtem jedno wydarzenie nieodwracalnie zmienia życie wszystkich dzieci w Perdido Beach i okolic. Bo podczas opowiadania o wojnie secesyjnej pan Trentlake znika. Bez żadnego dźwięku, dymu, rozbłysku, bez najmniejszej sztuczki. Po prostu w jednej sekundzie stoi pod tablicą, a w drugiej nie ma po nim śladu. Jednak nie tylko nauczyciel historii zniknął, wszyscy powyżej piętnastego roku życia wyparowali. Sam i jego przyjaciele nie rozumieją, co się dzieje, jak do tego doszło, co właśnie zaszło. Miliony pytań tłucze się w głowach nastolatków, gdy przechadzają się ulicami miasteczka wśród okrzyków przerażenia i dźwięków zawodzeń najmłodszych. Od teraz muszą radzić sobie sami. Bez mądrych dorosłych. Chaos i śmierć wkradają się do nowego świata. I nie chodzi tylko o to, aby przetrwać, rzecz w tym, aby dowiedzieć się, jak przywrócić starą rzeczywistość nim nadejdą piętnaste urodziny - bo po nich się znika. Nie wiadomo dokąd ani dlaczego. Na dodatek dziwne mutacje uskrzydlające grzechotniki w pewnym sensie dotyczą również ludzi... Nadszedł ETAP.
Seria Michaela Granta to zbiór książek, o której większość z Was na pewno słyszała. Wiele razy napotkałam się na jej recenzje, ale szczerze mówiąc nigdy nie ciągnęło mnie do przygód dzieciaków w świecie bez dorosłych. Skąd więc ta zmiana? Otóż stąd, iż zakochany w przygodach Sama kumpel namawiał mnie do przeczytania. Uległam i... czyżbym żałowała?
Pomysł pana Granta jest co najmniej oryginalny i ciekawy. Jego wizja świata bez dorosłych, świata, w którym rządzą czternastolatkowie była bardzo dobrze wykreowana oraz wciągająca. Jednak wyczułam niej coś specyficznego. Historia zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych; wiele poważnych spraw zwaliło się na barki młodych, a co za tym idzie, pisarz musiał je wszystkie zebrać do kupy i po kolei porządkować, przez co sporą część książki zajmuje orientowanie się ze wszystkim i układanie planu działania. Także pomysł amerykańskiego pisarza okazał się naprawdę świetny, jednak po czasie. Na początku bardzo ciężko było 'wpić' mi się w fabułę. Pierwsze rozdziały czytałam z wielką rezerwą, sądząc, że autorowi nie uda stworzyć niczego, co ma ręce i nogi, bo wybrał niezwykle trudny temat. Dzieci rządzące światem? Same radzące sobie z aspektami, z którymi niekiedy problem mają nawet dorośli? Nie widziałam przyszłości w dobrych kolorach, a jednak - im dalej w las, tym lepiej! Po mniej więcej połowie pozycji brutalność nowego świata, tajemnice i przygody Sama wciągnęły mnie bez reszty.
Zwroty akcji, momenty przyśpieszające dech w piersiach, opisy budzące grozę i (nie ukrywając) obrzydzenie, to coś, co miało miejsce w ETAP-ie. Zdarzenia budujące napięcie i potęgujące liczne pytania okazały się idealnie obsadzone w fabule - doskonale zatrzymywały czytelnika przy kartkach papieru, zmuszając go do 'kolejnego rozdziału'. Wplecenie w historię różnych mutacji i mocy niektórych dzieci to zdecydowanie coś, czego się nie spodziewałam. Zostałam mile zaskoczona i niezwykle zaciekawiona. Ponadto świetną decyzją była trzecioosobowa narracja; dzięki niej widzieliśmy nowy świat z wielu perspektyw i nie tylko mogliśmy wysunąć słuszne wnioski, to na dodatek zapewniło to pewną jasność. Gdyby narratorem okazał się jedynie Sam powstałego chaosu i namieszania sam Michael Grant by nie rozwiązał.
Bohaterowie to zdecydowanie jeden z największych atutów pierwszego tomu Gone. Wydawali się realni -dzięki ich złożonym odczuciom, charakterom, nie mogłam nazwać ich papierowymi postaciami. Quinn to chłopak, który w poukładanym świecie odzwierciedla się lekkością i poczuciem humoru, natomiast w uniwersum bez dorosłych przez wszechogarniające uczucie zagubienia zdradza oraz ucieka. Astrid dzięki swojemu nieprzeciętnemu geniuszowi, utrzymuje zdrowy rozsądek i właśnie nim się kieruje, jednak gdy chodzi o strach oraz ból, połykając wstyd, nie ukrywa, że nie należy do najodważniejszych. Caine i Diana to również postacie złożone i godne uwagi. Ich analityczne i niemoralne podejście do sprawy intryguje. Bardzo ciekawił mnie mały Pete, a sporą dozę sympatii poczułam do Komputerowego Jacka. Jedyna osoba, która budziła moje wątpliwości, to Sam... Czternastolatek, którego wprost nie da się nie lubić: inteligentny, ale bez przesady, zabawny, ale nie infantylny, dojrzały, ale nie wywyższający się. Jego długie, pokrzepiające monologi przywódcze i tworzone ni stąd ni zowąd plany w chwili stresu wydawały się naciągane i niestety sztuczne. Wszystkie postacie były genialne, lecz (masz ci los!) główna, najważniejsza, okazała się wyidealizowana pod pewnymi względami.
"Faza pierwsza: niepokój" to ciekawa oraz godna uwagi pozycja, rozpoczynająca serię Gone o wciągającej i niekiedy wstrząsającej tematyce. Choć wgryzienie się w przygody Sama i przyjaciół zajęło mi niemal połowę książki, uważam, że było warto. Michael Grant porusza istotne tematy i daje wiarę w dzieci, pokazuje, że gdy trzeba, w gruncie rzeczy one wiedzą, co robić. Polecam, bo po skończeniu Fazy pierwszej naszła mnie ogromna ochota na drugą część. Czy to nie jest wystarczająca rekomendacja?
Pomysł pana Granta jest co najmniej oryginalny i ciekawy. Jego wizja świata bez dorosłych, świata, w którym rządzą czternastolatkowie była bardzo dobrze wykreowana oraz wciągająca. Jednak wyczułam niej coś specyficznego. Historia zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych; wiele poważnych spraw zwaliło się na barki młodych, a co za tym idzie, pisarz musiał je wszystkie zebrać do kupy i po kolei porządkować, przez co sporą część książki zajmuje orientowanie się ze wszystkim i układanie planu działania. Także pomysł amerykańskiego pisarza okazał się naprawdę świetny, jednak po czasie. Na początku bardzo ciężko było 'wpić' mi się w fabułę. Pierwsze rozdziały czytałam z wielką rezerwą, sądząc, że autorowi nie uda stworzyć niczego, co ma ręce i nogi, bo wybrał niezwykle trudny temat. Dzieci rządzące światem? Same radzące sobie z aspektami, z którymi niekiedy problem mają nawet dorośli? Nie widziałam przyszłości w dobrych kolorach, a jednak - im dalej w las, tym lepiej! Po mniej więcej połowie pozycji brutalność nowego świata, tajemnice i przygody Sama wciągnęły mnie bez reszty.
Zwroty akcji, momenty przyśpieszające dech w piersiach, opisy budzące grozę i (nie ukrywając) obrzydzenie, to coś, co miało miejsce w ETAP-ie. Zdarzenia budujące napięcie i potęgujące liczne pytania okazały się idealnie obsadzone w fabule - doskonale zatrzymywały czytelnika przy kartkach papieru, zmuszając go do 'kolejnego rozdziału'. Wplecenie w historię różnych mutacji i mocy niektórych dzieci to zdecydowanie coś, czego się nie spodziewałam. Zostałam mile zaskoczona i niezwykle zaciekawiona. Ponadto świetną decyzją była trzecioosobowa narracja; dzięki niej widzieliśmy nowy świat z wielu perspektyw i nie tylko mogliśmy wysunąć słuszne wnioski, to na dodatek zapewniło to pewną jasność. Gdyby narratorem okazał się jedynie Sam powstałego chaosu i namieszania sam Michael Grant by nie rozwiązał.
Bohaterowie to zdecydowanie jeden z największych atutów pierwszego tomu Gone. Wydawali się realni -dzięki ich złożonym odczuciom, charakterom, nie mogłam nazwać ich papierowymi postaciami. Quinn to chłopak, który w poukładanym świecie odzwierciedla się lekkością i poczuciem humoru, natomiast w uniwersum bez dorosłych przez wszechogarniające uczucie zagubienia zdradza oraz ucieka. Astrid dzięki swojemu nieprzeciętnemu geniuszowi, utrzymuje zdrowy rozsądek i właśnie nim się kieruje, jednak gdy chodzi o strach oraz ból, połykając wstyd, nie ukrywa, że nie należy do najodważniejszych. Caine i Diana to również postacie złożone i godne uwagi. Ich analityczne i niemoralne podejście do sprawy intryguje. Bardzo ciekawił mnie mały Pete, a sporą dozę sympatii poczułam do Komputerowego Jacka. Jedyna osoba, która budziła moje wątpliwości, to Sam... Czternastolatek, którego wprost nie da się nie lubić: inteligentny, ale bez przesady, zabawny, ale nie infantylny, dojrzały, ale nie wywyższający się. Jego długie, pokrzepiające monologi przywódcze i tworzone ni stąd ni zowąd plany w chwili stresu wydawały się naciągane i niestety sztuczne. Wszystkie postacie były genialne, lecz (masz ci los!) główna, najważniejsza, okazała się wyidealizowana pod pewnymi względami.
"Faza pierwsza: niepokój" to ciekawa oraz godna uwagi pozycja, rozpoczynająca serię Gone o wciągającej i niekiedy wstrząsającej tematyce. Choć wgryzienie się w przygody Sama i przyjaciół zajęło mi niemal połowę książki, uważam, że było warto. Michael Grant porusza istotne tematy i daje wiarę w dzieci, pokazuje, że gdy trzeba, w gruncie rzeczy one wiedzą, co robić. Polecam, bo po skończeniu Fazy pierwszej naszła mnie ogromna ochota na drugą część. Czy to nie jest wystarczająca rekomendacja?
"Ale gniew to strach, skierowany na zewnątrz. Gniew jest łatwy."
Słyszałam wiele dobrego o tej serii, podoba mi się cała koncepcja autora, może dlatego, że niedawno czytałam książki o podobnym schemacie i przypadły mi do gustu, dlatego ten cykl też chętnie bym poznała. :)
OdpowiedzUsuńCałą serię mam za sobą, więc ze swojej strony powiem tylko tyle: czytaj dalej! Ostatnia część mnie wykończyła psychicznie i miałam największego kaca książkowego w swoim życiu, ale było warto spędzić z bohaterami sześć tomów i kilka lat swojego życia ;)
OdpowiedzUsuńCo do Sama... cóż, nie zawsze jest taki idealny, choć może na początku sprawiał takie wrażenie ;)
Niestety, ale ''Niepokój'' nie spodobał mi się tak bardzo.
OdpowiedzUsuńMam w planach całą serię, jednak muszę sobie najpierw uzbierać odpowiednia sumę pieniędzy, ponieważ nie lubię nie dokończonych serii.
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie rozumiem, o co chodzi z tą serią. Niby mnóstwo się dzieje, ale jakoś tak nie wciąga, c'nie?
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych serii, jakie czytałam. Ale nie martw się, pierwsza część jest najgorsza. Potem jest coraz lepiej, a ostatnia część wręcz rozwala psychicznie. Przepłakałam pół książki. ;) Tak więc nie poddawaj się i czytaj dalej.
OdpowiedzUsuńOd dawna miałam ją w planach, ale ostatecznie mi przeszło i jakoś nie mam ochoty, by sięgnąć po tę serię. No cóż, może kiedyś. ;)
OdpowiedzUsuńOd chyba 2 lat mam tę książkę i ciągle się z nią mijam... Muszę się zmobilizować!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, serio :D
OdpowiedzUsuńJa pierwszą część GONE czytałam i podobała mi się naprawdę bardzo, dlatego szybko sięgnęłam po drugą część, już jak dla mnie gorszą, więc do trzeciej jeszcze nie dotarłam. Ale mam zamiar kiedyś to nadrobić, bo bardzo polubiłam tych bohaterów :3
GONE jest naprawdę interesującą serią, choć miało swoje wzloty i upadki. Niestety pierwsze dwie części były raczej nudnawe, szczególnie Faza druga, która wręcz mnie irytowała. Natomiast Faza trzecia jest jedną z najlepszych części :D Życzę powodzenia w czytaniu, trochę tego jest ;p
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Ci się spodoba! Na początku, jak napisałaś, faktycznie ciężko jest się wpić w fabułę, ale później jest lepiej. Kolejne cześci jeszcze bardziej wbiją Cię w fotel!
OdpowiedzUsuń