Czasami bywa tak, że inni nie tolerują tego, jacy jesteśmy. Nie podoba im się nasze zachowanie, chcą coś w nas zmienić, wyrzucić pewną cechę, odmienić nasze podejście, sprawić, abyśmy stali się tacy, jak oni chcą. Teraz kwestią jest to, czy wierzymy, że ludzie się zmieniają. Ja sądzę, że nie. Każdemu z nas przypisana jest dana cecha i czy chcemy czy nie, ona pozostanie z nami na zawsze. Możemy nauczyć się z nią walczyć, chować ją, ale nic i nikt nie usunie jej na dobre. Nie można zmienić naszych genów - choćbyśmy nie wiem, jak pragnęli, nie zmienimy koloru swoich oczu, nie zmienimy swojego wzrostu, możemy jedynie to maskować. Podobnie jest z charakterem, i choć niektórzy sądzą, że kształtujemy go dojrzewając, ja uważam, że jedynie go poznajemy, dowiadujemy się o sobie więcej. Więc po co walczyć o zmianę? Na pewne sprawy nie mamy wpływu. Po prostu.
"Człowiek powinien się bać innych, a nie samego siebie."
"Człowiek powinien się bać innych, a nie samego siebie."
Frakcje zniknęły. Już nikt nie przynależy do określonej grupy społeczeństwa, nikt nie jest odważy, bezinteresowny, inteligentny, uczciwy czy życzliwy. Wszyscy są każdym po trochu. O to walczyła Tris - o świat bez frakcji. Ale czy teraz jest lepiej? Jeanine umarła i rządy przejęła matka Tobiasa - Evelyn. Tylko czym różnią się obie, pragnące władzy i terroru kobiety? Jedynie imieniem. Ludzie wciąż są pod panowaniem rygorystycznej tyranki, tylko tym razem nie muszą ubierać się w jeden, określony kolor...
"Niezgodna" oczarowała mnie na tyle, że przeczytałam ją w jeden dzień. Historia Tris zawładnęła mną całkowicie, dlatego bez zwłoki sięgnęłam po "Zbuntowaną", która lekko rozczarowała mnie swoim chaosem. Miałam nadzieję, że "Wierna" dorówna poziomem pierwszej części trylogii, liczyłam na świetne zwieńczenie historii. Czy przypadkiem się nie przeliczyłam?
"Uważam, że gdy ktoś wyrządza ci krzywdę, obie strony odczuwają ciężar wyrządzonego zła - obie strony cierpią. Przebaczenie oznacza więc wzięcie całego tego ciężaru na siebie."
Tym razem chaos nie znalazł tutaj miejsca - niespodziewane zwroty akcji, rozdziały przyśpieszające bicie serca oraz rozdzierające piersi strzały okazały się bardzo dobrze wplecione w fabułę, były na właściwym miejscu i we właściwym czasie. Większą część "Wiernej" zajmowało kalkulowanie, obmyślanie planu, strategii, aby uratować nowy świat, więc każde zapierające dech wydarzenie przyjmowane było z ogromną radością i błyskiem w oczach. Uwalniały one bowiem umysły czytelnika oraz bohaterów od ciągłego myślenia i zadawania sobie pytań "co zrobić?". Dodam jeszcze, że skoro w książce jest tyle kalkulacji czytelnik musi ze stuprocentowym skupieniem zaczytywać się w historii, bo łatwo można się w niej zgubić - wiem z własnego doświadczenia; chwila nieuwagi i już nie kojarzę, co się dzieje i czeka mnie powrót do minionej strony.
Przez poprzednie dwie części trylogii pani Roth narratorką była jedynie Tris; natomiast w "Wiernej" mogliśmy poznać bliżej Cztery. I jestem z tego powodu bardzo zadowolona - od początku intrygowała mnie ta postać, a dzięki czytaniu o wydarzeniach widzianymi jego oczami, dowiedziałam się o nim rzeczy, które, odważę się stwierdzić, nawet zszokowały. Ale co najważniejsze ujrzałam w nim prawdziwego człowieka, zrozumiałam jak wiele ukrywał i jak mało pokazywał ludziom naokoło. Rozdziały, które on prowadził były prawdziwą ucztą dla czytelniczego podniebienia.
"I choć nikt mnie tego nie uczył, wiem, że na tym polega miłość. Jeśli jest prawdziwa, sprawia, że człowiek staje się kimś więcej niż był, kimś więcej niż wierzył, że może być."
Pomysł pani Veroniki z czystym sumieniem mogę nazwać ciekawym, ale jego pociągnięcie w "Wiernej" bardzo mnie zaskoczyło; jednak niekoniecznie w pozytywnym sensie. Niektóre momenty wydawały mi się wręcz absurdalne, żeby nie powiedzieć naciągane. Sądziłam, iż Roth wymyśli coś o niebo lepszego i pociągnie tę historię z większym pazurem - choć po chwili zastanowienia sądzę, że pazur był; w kwestii zabijania. Pisarka bawiła się życiem swoich bohaterów z morderczym uśmieszkiem na ustach. Nie bała się niszczyć i utrudniać egzystencji swoich postaci i sprawiać ból.
Podobało mi się to, iż "Wierna" opowiada o przebaczeniu najbliższym. To kwestia, która w życiu każdego z nas się pojawia i zdecydowanie nie można jej zakwalifikować do najłatwiejszych. Poza tym autorka pisała wiele o poświęceniu, dokonaniu wyborów, stracie, radzeniu sobie ze strachem, wierze w swoje możliwości, zmianie i walce o uczucia. Pomiędzy wymyślonym uniwersum Roth znajdowały się sprawy aktualne, mające miejsce dziś w naszym życiu.
"To nasza zdolność poznawania samych siebie i otaczającego nas świata czyni nas ludźmi."
"Wierna" to zdecydowanie nie jest najlepsza część trylogii, jej zwieńczenie pozostawia wiele do życzenia. Jednak nie mogę powiedzieć, że jestem całkowicie rozczarowana, jedynie spodziewałam się czegoś innego, a to co dostałam było inne - niekoniecznie gorsze. Mam wrażenie, że najlepszą częścią z całej trylogii okazała się "Niezgodna", najmilej ją wspominam, dwie kolejne części czytało się przyjemnie, ale bez tego ognia i zapału co pierwszą. Nie zaliczę trylogii pani Veroniki Roth do najulubieńszych, a ciekawych dystopii. Polecam zapoznanie się z historią Tris, gdyż zdecydowanie coś z sobą niesie.
"Zastanawiam się, czy lęki naprawdę znikają, czy tylko tracą nad nami władzę."
może gdybym przeczytała najpierw zbuntowaną, to wtedy... albo nie. : )
OdpowiedzUsuńJestem tak wściekła na siebie, ponieważ jestem przed przeczytaniem tej serii. To jeszcze nie tak źle. Ale ja polubiłam raz na fb stronkę o "Gwiazd naszych wina". I tam oczywiście mi taki spoiler walnąć, czyli co stanie się w trzeciej części. Oczywiście jestem załamana i wkurzona. :(
OdpowiedzUsuńCóż wychodzi że z Niezgodą muszę się zapoznać - a reszta sama zobaczę :)
OdpowiedzUsuńA ja muszę w końcu zacząć tę serię. Widziałam film, bardzo mi się podobał i mnie osobiście wyjątkowo irytuje to ciągłe porównywanie do IŚ. Teraz ciężko trafić na coś nowego i zawsze znajdzie się coś, z czym można to porównać.
OdpowiedzUsuńZ tego co słyszałam, to jest najgorsza z całej serii. No cóż.
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mam ochoty na tę serię ;)
OdpowiedzUsuń"Nie zmienimy swojego wzrostu" - to chyba dla Emy i mnie xd
OdpowiedzUsuńSłodzisz, bo Tobajas? ^^